Historia jest prosta: w 1946 do porzuconego przez Niemców Gościszowa zjechali repatrianci z dalekiej wsi Martyniec, położonej w powiecie Prnjavor, w byłej Jugosławii. Przywieźli ze sobą obyczaje, obrzędy, kulturę a nawet przepisy kulinarne. Jednym z nich jest peczenica - tradycyjna potrawa wielkanocna. Krótko mówiąc jest to pieczony na rożnie wół, prosię, jagnię lub koza. O smaku potrawy decydują dodatki, jakich używa się podczas leżakowania i pieczenia mięsa.
Na Gościszowskie święto zjechali się nie tylko Polscy zwolennicy pieczonych prosiaków. Na ustawionych rożnach swoje zwierzęta piekli też Niemcy. Przy każdym stanowisku do pieczenia rozbrzmiewały śpiewy i tańce, bo peczenica to nie tylko mięso, ale także obyczaj. O godzinie 18.00 rozpoczęła się degustacja. Pierwsze kawałki peczenicy lądują na talerzach. – Nie wiedziałem, że wołowina może tak smakować, to mięso jest pyszne. – mówi Andrzej Stańczyk z Bolesławca. – Nigdy czegoś takiego nie jadłem.
Podobnego zdania są inni degustatorzy. Pieczone świnie znikały w zastraszającym tempie. Po godzinie, na rożnach pozostał tylko szkielet... Każda peczenica jest pyszna, chociaż smakuje inaczej. W przyszłym roku gościszowianie planują następne święto peczenicy, na którym nie tylko będzie można pojeść, ale i nauczyć się piec. A warto, bo tak smakowitego mięsa nie upieczemy na patelni.