Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


Wspomnienie puszczyka

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Działo się to blisko trzydzieści lat temu. Trasa niedzielnej wędrówki wiodła sporym lasem, zlokalizowanym opodal Bożejowic i Otoku, skrywającym zapuszczone pozostałości kilku niewielkich stawów hodowlanych.
Wspomnienie  puszczyka

Wspomnienie  puszczyka
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Dawniej wszystkie te zbiorniki wypełniała woda, ale upływ czasu i brak gospodarskiej ręki zamienił niektóre z nich w grzęzawiska, zaś inne, suche od dziesięcioleci, porosły dorodne drzewa.

O tym, że przed laty funkcjonowały tam śródleśne akweny, przypominają do dziś usypane niegdyś groble, udekorowane ogromnymi, pomnikowymi świerkami i dębami. To właśnie te puszczańskie olbrzymy świadczą najlepiej o bardzo odległej w czasie, przebrzmiałej historii owych zapomnianych obiektów.

Imponujące wielkością drzewa stały także nad stawem zlokalizowanym blisko Otoku. Swoimi rozgałęzionymi konarami tworzyły doskonałe warunki do bytowania w nich wszelkiego ptactwa. Powstałe w wiekowych pniach dziuple dawały niejednokrotnie schronienie puszczykom.

Ten dość pospolity gatunek sowy jest ptakiem drapieżnym, żywiącym się wszelaką „drobnicą” - myszami, kretami, ryjówkami, czasem szczurami i innymi gryzoniami, nie pogardza jednak także – zwłaszcza gdy nie ma innych zdobyczy - dżdżownicami, żabami, ptakami tudzież rybami, a nawet mięczakami, owadami i skorupiakami. By zaspokoić swoje potrzeby życiowe poluje zwykle o zmierzchu i w nocy.

To zapewne z kryjówki w nadbrzeżnym dębie do rzeczonego stawu wpadły dwa maleńkie, przypominające pierzaste kulki pisklaki puszczyka. Jeden trafił wprost do wody i szybko utonął. Jego niewielkie, okryte zmokniętym puchem ciałko tkwiło pomiędzy tatarakami. Druga sówka zawisła w splątanych łodygach trzcin i powoli dogorywała. Przypominała dziwną maskotkę, wykonaną z szarego pierza i ogromnych, przerażonych oczu, w których pełgały żółtawe ogniki.

Maleństwo wyłuskiwane ze śmiertelnej pułapki nie próbowało się bronić, wydawało jedynie żałosne dźwięki, przypominające ciche syczenie. Umieszczone na dnie plecaka, odpowiednio usztywnionego gałązkami, wczepiło się w zwiniętą koszulę flanelową, stanowiącą na czas powrotu do domu namiastkę gniazda.

Nastał żmudny okres rekonwalescencji młodego puszczyka. Jego lokum urządzono w wieży, której baniasty, dachówkowy hełm od wewnątrz oparty był na solidnej konstrukcji, wykonanej z licznych belek. Całość idealnie nadawała się na sowi dom. Niestety, podawane rosnącemu ptakowi „sklepowe” mięso zapewne nie zaspakajało w pełni potrzeb jego organizmu. Sowa miała więc mizerne upierzenie, była wyraźnie przybita i słaba. Któregoś dnia zjadła kilka małych żab. Połknęła je w całości - i wkrótce wyraźnie się ożywiła. Po schwytaniu zabłąkanej myszy tudzież kolejnych płazów - zaczęła gwałtownie rosnąć i zmieniać „sposób bycia”. Na powitanie człowieka groźnie syczała, przysłaniała oczy błonami i straszyła rozkładaniem skrzydeł. A te stawały się coraz bardziej mocarne…

Należało rozpocząć naukę lotów. Ale ptaszysko wynoszone na pobliską łączkę na skórzanej rękawiczce nie chciało wystartować, rozpaczliwie wczepiało się natomiast w rękę, zwykle przebijając szponami rachityczne w istocie zabezpieczenie i boleśnie raniąc „nauczyciela”. W trakcie jednej z takich wieczornych lekcji doszło do ujawnienia prawdziwego charakteru leśnego drapieżnika.

Obserwująca nieskuteczne zabiegi kobieta, zwiedziona widokiem potulnego ptaka, podeszła bliżej i zamierzała go czule pogłaskać. Kiedy tylko zbliżyła dłoń do jego głowy, ten nagle rozpostarł na całą szerokość skrzydła, machnął nimi i potężnie walnął dziobem w przyjaźnie wyciągniętą niewieścią kończynę - po czym groźnie zasyczał. Przerażona pani gromko wrzasnęła i nadzwyczaj pospiesznie opuściła tak niewdzięczne towarzystwo…

Wszelkie zachęty do podjęcia lotów długo nie skutkowały. Dopiero posadzenie puszczyka na końcu wysokiej żerdzi, podniesienie go do góry i sprowokowanie do jej gwałtownego opuszczenia poprzez wyrwanie spod jego nóg owego oparcia zmusiło uparciucha do inauguracyjnego sfrunięcia. Potem już poszło ! Ale wtedy obudził się w nim też prawdziwy instynkt drapieżcy. Gdy przez otwarte okno wieży do jej wnętrza wpadł wróbel, o jego nadzwyczaj krótkim w niej żywocie świadczyły po kilkunastu minutach resztki piór podwórkowego nieszczęśnika i znaleziona nieco później sowia wypluwka.

Mimo pozostawienia otwartego okna puszczyk długo nie zamierzał uchodzić na wolność. Siadywał za to chętnie na parapecie i groźnie spoglądał w dół. Aż którejś nocy nagle zniknął.

Czy wrócił do lasu, którego tak naprawdę nie znał ? Zapewne, chociaż czasami z pobliskiego, samotnego świerka wieczorami dobiegało charakterystyczne klepanie dziobem i syczenie. Może w ten sposób chciał przypomnieć o swoim istnieniu – ale w wieży więcej się nie pokazał…

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 18 kwietnia 2024
Imieniny
Apoloniusza, Bogusławy, Go?cisławy

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl