Pierwszy, tylko na początku znaczony resztkami bruku, później jako zwykła gruntówka prowadzi przez niewielki las i dalej pomiędzy polami na południowy zachód w kierunku Nowych Jaroszowic, drugi zaś odbiega na północny wschód będąc przyzwoicie wyasfaltowaną drogą do Łazisk.
Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że właśnie tuż przy tym – dzisiaj otoczonym bujną zielenią nietypowym skrzyżowaniu - oraz w nieco odleglejszym sąsiedztwie stały niegdyś solidne zabudowania gospody zwanej Hockenwald tudzież sporego gospodarstwa.
Opodal wiodącej pod górę wąskiej asfaltówki, na wykonanym sztucznie tarasowym wcięciu w zbocze wytyczono kiedyś ścieżkę, umożliwiającą dojście do funkcjonującej tu wiejskiej strzelnicy. Wspomnieniem po niej są resztki obetonowanych schronów w miejscach, gdzie podczas prowadzenia ćwiczeń ustawiano na różnych dystansach tarcze. Wśród drzew widnieje też wał ziemny, zabezpieczający dawniej tor lotu pocisków.
Zabudowań Hockenwaldu i gospodarstwa od dawna nie ma, pozostały w tym miejscu wgłębienia otoczone resztami zmurszałych murów piwnicznych oraz kopczyki gruzów, udekorowane zachłannie pleniącymi się krzewami i pokrzywami.
Stąd około półtora kilometra na północny wschód były śródleśne pola, przy ich obrzeżu przed wielu laty wydrążono stawek. Obecnie cały ten grunt porasta młodnik, ostał się jednak ów wiekowy zbiornik, wypełniony dzisiaj stęchłą wodą, pokrytą zielonym kożuchem porostów. Jest to zapewne wyrobisko, z którego eksploatowano niegdyś materiał budowlany. Istnieje też domniemanie, że i tu próbowano dotrzeć do złóż, umożliwiających pozyskanie złota. Pokryta obficie rzęsą i zasypywana rokrocznie słusznymi porcjami opadłych liści stara sadzawka powoli kończy swój żywot.
Jeden z pierwszych polskich leśników pracujących na tym terenie twierdził, że w owym stawku miały się utopić dwa konie. Doszło do tego w czasie, gdy ich właściciel był zajęty jakimiś czynnościami gospodarczymi na pobliskim polu. Pechowe szkapy najprawdopodobniej chciały podejść do wody, by ugasić pragnienie, jednak nie wyprzęgnięte pociągnęły za sobą wóz, który wtłoczył je swoim ciężarem do sadzawki. Wypadek ten, mający miejsce tuż po wojnie, odbił się szerokim echem wśród garstki pierwszych polskich pionierów tej ziemi.
Powyżej stawku tkwią w ziemi fundamenty jakiejś budowli, niestety, trudno dzisiaj jednoznacznie stwierdzić, czemu ona służyła i z jakiego okresu pochodziła. Piaskowcowa studnia sugeruje, że domostwo było stare, a pozostałości różnych przedmiotów i resztek wyposażenia pozwalają sadzić, iż dość długo bytowali tam ludzie.
Na mapach z końca lat trzydziestych dwudziestego wieku nie ma już tych budynków, zapewne spłonęły one lub zostały z jakichś innych powodów porzucone i popadły ostatecznie w ruinę. Tylko kilkadziesiąt metrów od miejsca ich lokalizacji, na wzniesieniu nad stawkiem ciągną się okopy.
Gruzy Hockenwaldu kusiły zawsze swoją tajemniczą aurą, potęgowaną zasłyszanymi, acz zapewne niewiele mającymi wspólnego z prawdą opowieściami o losach mieszkańców tej sadyby. Kilkadziesiąt lat temu zachowywały bardzo czytelny zarys fundamentów, można było w nich bez trudu znaleźć elementy kamionkowej instalacji kanalizacyjnej - a nawet pięknie zdobione naczynia.
Ale w szczelinach piwnicznych murów z upodobaniem swoje gniazda – nie wiedzieć czemu – budowały osy. Doszło więc do kilku dramatycznych konfrontacji poszukiwaczy śladów przeszłości z tymi wojowniczymi owadami. Najdotkliwsza w skutkach okazała się wczesnojesienna wyprawa bodaj roku 1975, kiedy to jeden z członków „ekipy badawczej” przypadkowo wygarnął kijem rozwścieczone żółto-czarne bestie z jakiegoś podziemnego zakamarka.
Słysząc jego bolesne wrzaski pozostali rzucili się ratować towarzysza, sądząc, że ten upadł i coś sobie złamał. Nadciągających z odsieczą solidarnych badaczy historii natychmiast otoczyła chmara rozsierdzonych „myśliwców”, atakujących z każdej strony intruzów. Nie pomogła im sromotna rejterada, natrętne brzęczenie i piekące ukłucia ścigały nieszczęśników po okolicznym polu. Kiedy wreszcie jakoś uszli napastnikom, ledwie siebie nawzajem poznawali... Porzucone w panice torby pozostały w ruinach.
Co tu ukrywać, ta wyprawa została ciężko odchorowana. Dzisiaj, po latach, chyba już tam os nie ma …