Tam odbył trzymiesięczne szkolenie rekruckie, a następnie skierowano go na kurs podoficerski. We wrześniu 1939 roku walczył obsługując doskonałą 37 mm armatkę przeciwpancerną. Niestety - Niemcy mieli ogromną przewagę. Po krwawej bitwie pod miejscowością Jawornik Ruski żołnierze polscy na rozkaz dowódcy zniszczyli posiadana broń i małymi grupami uszli z okrążenia.
Zraniony w kolano i wyczerpany Stefan dostał w mijanej wsi cywilne ubranie. Z żalem zdjął mundur wypełniając ostatni rozkaz dowódcy – „będziecie jeszcze Polsce potrzebni, nie dajcie się wziąć do niewoli !”. A groziły mu nie tylko hitlerowskie patrole, ale także śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów, których zagrody mijał po drodze.
Oto słowa samego Stefana Pukanego: „ We Wrzawach zaczęło się życie pod niemiecką okupacją. Do wsi wracali ludzie, którzy pracowali lub kształcili się na wyższych uczelniach w Krakowie, Lwowie, Warszawie i innych miastach.
Byli też oficerowie i podoficerowie Wojska Polskiego. Powstała Organizacja Ruchu Oporu przeciwko okupantowi, wkrótce przekształcona w Związek Walki Zbrojnej, a następnie przemianowana na Armię Krajową. Nasza placówka o nazwie „Osypka” liczyła blisko czterdziestu zaprzysiężonych ludzi. Współpracujących, udzielających nam pomocy i wsparcia było drugie tyle. Dowódcą oddziału dywersji zostałem ja, chociaż nie ukończyłem pełnej szkoły podoficerskiej z powodu wybuchu wojny.
Tak zadecydowano, gdyż większość miała rodziny narażone na hitlerowski odwet. Przybrałem pseudonim „Sten”. Przeprowadzaliśmy działania dywersyjne, wysadzając tory kolejowe z jadącymi transportami wojska i amunicji. Zdobywaliśmy broń, rozbijaliśmy posterunki policji, byliśmy na wielu akcjach w Sandomierzu, Rzeszowie, Tarnobrzegu, Skowierzycach. Mieliśmy własną prasę, która podnosiła na duchu.
Po wycofaniu się Niemców i wkroczeniu Armii Radzieckiej nie ujawnialiśmy się i nie złożyliśmy broni, będąc gotowi do obrony Ojczyzny. Oczywiście nie było wyzwolenia naszego narodu, tylko następna okupacja z jakoby polskim rządem ustanowionym w Lublinie - na czele z towarzyszem Bierutem. To było lato 1944 roku. Ruszyła fala zatrzymań i bestialskich przesłuchań. Po ucieczce z aresztu w roku 1947 musiałem wyjechać z Wrzaw.
Aresztowano mnie ponownie pod fałszywym nazwiskiem, gdy pracowałem w gospodarstwie i szkole rolniczej koło Bystrzycy Kłodzkiej. Przeżyłem trzy miesiące koszmarnego śledztwa, bicia, kopania, konfrontacji z ludźmi znanymi mi i zupełnie obcymi. Wozili mnie z Wrocławia do Tarnobrzegu, później do Rzeszowa, skutego jak jakieś niebezpieczne zwierzę. Na zmianę bili mnie pięścią w twarz, przystawiali broń do skroni, podkutymi butami kopali po nogach i straszyli, że mnie zastrzelą. Okno zostawiali otwarte - mówili, że uciekałem i dlatego strzelali. Katowali także linijką, która się złamała - jej szpicem ranili całą twarz, którą spływała krwią. W Rzeszowie trzymali mnie w jakieś mokrej piwnicy bez podłogi.
Na procesie pokazowym moi podkomendni dostali wyroki długoletniego więzienia a ja, jako dowódca oddziału – karę śmierci. Jednakże w tym czasie po Bierucie nastał Gomułka i ogłosił amnestię dla więźniów politycznych. Zmieniono mi więc karę na 15 lat więzienia.
Przy przyjęciu trzeba się było rozebrać do naga, zabierali rzeczy osobiste, dawali pod pachę tobołek z więziennym odzieniem i kazali biec do celi. Po obu stronach stali strażnicy i okładali mnie kijami, nim przebiegłem, byłem już ledwie żywy...
W Bolesławcu w pierwszych miesiącach musiałem się meldować na milicji co miesiąc, później co kwartał”.
Stefan Pukany zmarł 18 marca 2009 roku, pochowany jest na cmentarzu komunalnym w Bolesławcu. Na jego grobie widnieje Kotwica Polski Walczącej.
Wspomnienia Stefana Pukanego