Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


Mogiła przy murze

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
W szczególny sposób o nieuchronnym przemijaniu przypominają stare, zapuszczone - a zwłaszcza zdewastowane nekropolie.
Mogiła  przy  murze

Tam, najczęściej ocienione ogromnymi drzewami, drzemią zatopione w gęstwinie krzewów wiekowe nagrobki, opatrzone nazwiskami ludzi, którzy dawno temu chodzili po tej samej ziemi, pracowali, bawili się, cierpieli i umierali.

Osoby jadące od strony Zgorzelca w kierunku Wrocławia już z daleka dostrzegają natomiast zadbany i otoczony solidnym murem cmentarz w Brzeźniku. Bezpośrednio sąsiaduje on z ruchliwą trasą, prowadzącą od granicy państwowej do Bolesławca i dalej na wschód. Nad mogiłami i kamiennym ogrodzeniem góruje tu pięknie odrestaurowana bryła świątyni, zwieńczona wysoką wieżą.

Do brzeźnickiego kościoła w czasie drugiej wojny światowej pozwalano sporadycznie przychodzić na Msze Święte robotnikom polskim, pracującym przymusowo w różnych gospodarstwach rolnych pobliskiej okolicy. „Przywilej” ten dotyczył jednak tylko raz w miesiącu niewolników, wyróżnionych przez nadzorców za gorliwość w realizacji katorżniczych robot na rzecz niemieckich „panów”, od których oceny i humoru taka możliwość wyjścia na nabożeństwo zależała.

Niestety, znacznie częstsze - a właściwie na porządku dziennym - było znęcanie się nad Polakami. Pretekst do bicia różnymi przedmiotami stanowiło zbyt powolne bądź niewłaściwe – zdaniem Niemców - wykonanie zadań, zwykle przekraczających siły wycieńczonych robotników.

Tak też stało się z młodym Polakiem, Zygmuntem Kaczmarskim pochodzącym z Piotrkowa, pracującym w zagrodzie Hammera w pobliskim Mierzwinie. Poważnie chory ośmielił się odmówić wykonania dodatkowej pracy w niedzielę. Bauer natychmiast wezwał wachmeistra, który sporządził stosowny donos do sądu doraźnego, funkcjonującego w Legnicy. Tam chłopaka skazano na osiem miesięcy tak zwanego „obozu wychowawczego”.

Placówki te morderczym tempem pracy i skrajnym niedożywianiem błyskawicznie rujnowały zdrowie skazanych, doprowadzając do licznych zgonów jeszcze w trakcie pobytu nieszczęśliwych więźniów w owych „ośrodkach”. Zygmunt Kaczmarski przeżył jednak piekło obozu i wrócił do Mierzwina po odbyciu kary, ale tym razem do innego gospodarza niemieckiego. Niestety, stanowił przykład ostatecznego wyniszczenia człowieka, nie mógł już nie tylko pracować, ale także odżywiać się. Jego organizm nie przyjmował nawet potajemnie przynoszonych przez innych Polaków mlecznych zup, z trudem przygotowywanych dla dogorywającego w oborze chłopca, który wkrótce zmarł.

Na usilną prośbę współtowarzyszy niedoli, przedłożoną Niemcom, pozwolono za odpowiednią opłatą pochować Kaczmarskiego na cmentarzu w Brzeźniku. Jeden z robotników wykonał w tym celu z różnych szczątków desek prymitywną trumnę. Grób wykopano tuż przy północnym odcinku muru, w pobliżu bocznej furki.

Po złożeniu ciała usypano niewielki kopczyk ziemi i ustawiono na nim prosty, drewniany krzyż bez żadnych napisów. Niestety, dzisiaj nie ma już po tej smutnej mogile najmniejszego śladu – chociaż ziemia ciągle kryje tam prochy zamęczonego Polaka. Sprawa donosu na robotnika miała swój dalszy ciąg.

Kiedy do wsi wkroczyli żołnierze sowieccy, rekwirowali środki żywno-ściowe we wszystkich gospodarstwach. Bauer Hammer nie zdążył uciec przed wkroczeniem Armii Czerwonej, przy nim więc z jego zapasów zabierano do polowej kuchni zakiszoną kapustę. W załadunku pomagał jeden z Polaków, wiedzących o wcześniejszym donosie Niemca na swojego niewolnika. Przerażony bauer zaczął na boku błagać naszego rodaka, by ten nie powiedział o jego haniebnym postępku Rosjanom, co niechybnie stanowiłoby dla niego wyrok śmierci. Żołnierze sowieccy bowiem bardzo usilnie indagowali Polaków, którzy niemieccy „panowie” robili im krzywdę. Wystarczyło takich wskazać, a ich los bez żadnych sądów był przypieczętowany...

Jednak Polak nie szukał zemsty, nie chciał mieć niczyjego życia na sumieniu. Nie powiedział więc nic sołdatom - a wkrótce wraz z rodzicami rozpoczął powrót w swoje rodzinne strony. Zostawił za sobą ziemię, poznaną w tak dramatycznych okolicznościach, do której – już jako polskiej – powrócić miał po dwóch latach, by brać udział w budowie przyszłych Zakładów Chemicznych „Wizów”.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Środa 24 kwietnia 2024
Imieniny
Bony, Horacji, Jerzego

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl