Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


Wieża

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Przed lat naocznemu poznaniu wieży i resztek leśniczówki, zwanej na dawnej mapie powiatu Zameczkiem Myśliwskim, towarzyszyły emocje, jakie odczuwali odkrywcy murów prehistorycznego miasta, zatopionego w głębi dżungli.

Wrażeń tych nie budził jednak sam widok smukłej baszty i omszałych ruin – wielokrotnie odwiedzali je przecież wcześniej - już po wojnie - mieszkańcy okolic, grzybiarze, leśnicy i myśliwi - chodziło tu raczej o psychologiczny efekt pierwszego ujrzenia obiektu przez ludzi, którzy dotarli do tajemniczych informacji o jego odległej przeszłości.

Wyobraźnię pobudzały dodatkowo odgrzebane legendy na temat pobliskich osad. Co prawda szeroki pas puszczy oddzielał ów Zameczek od Ołoboku i Poświętnego, gdzie miał kwitnąć przed wiekami kult pogańskiego bożka, jednak zagadkowe, mroczne ostępy borów czyniły szczątki gajówki jeszcze ciekawszymi. Zachowana kamienno-ceglana wieża, zwieńczona wtedy mocno spróchniałą konstrukcją drewnianą, przypominającą ambonę łowiecką, imponowała swoją wysokością i kręconymi, kamiennymi schodami wiodącymi na jej szczyt.

Wyraźnie górowała nad okolicą - co zawdzięczała także ukształtowaniu pagórka, na którym ją postawiono. U podstaw budowli murszały wkopane w zbocze fundamenty jakiejś stajni czy obory z ocalałymi żłobami, przy nich tkwiły żelazne kółka do troczenia zwierząt. Dzika, piękna okolica cieszyła oko jeszcze jednym elementem – oto u podnóża wzniesienia, na którym wybudowano wieżę i inne, obrócone już w ruinę obiekty - tryskało źródełko czystej wody. Mimo upływu setek lat od chwili, gdy pierwszy raz wzmianka o nim pojawiła się w historycznych zapiskach, ono ciągle toczyło mizerną, ale za to mroźną i przypominającą płynny kryształ ciecz.

Co prawda wgłębienie zdroju wypełniał kożuch butwiejących liści, ale ktoś przemyślnie zamocował drewnianą rynienkę, z której nieustannie sączyła się tak potrzebna spragnionym wędrowcom woda. Opodal wejścia do wieży leżał przewrócony, piaskowcowy cokół. Jak wynikało z relacji jednego z pierwszych, powojennych pracowników polskiej administracji tamtejszych lasów - miała na nim stać jeszcze późną jesienią 1945 roku metalowa rzeźba jelenia, padającego po śmiertelnym zranieniu na kolana.

Rozłożone kilkadziesiąt metrów dalej ruiny leśniczówki zawierały mnóstwo nadtopionych, szklanych słoików, butelek i opalonych przedmiotów kuchennych – pokrytą solidną emalią maszynkę do mięsa, porcelanowe i kamionkowe skorupy naczyń, jakieś kawałki zbrylonego wysoką temperaturą mosiądzu.

Przy Leśnym Zameczku miało też wcześniej istnieć kilka piwniczek, niestety, teraz w jego pobliżu ciemniał w skarpie tylko jeden otwór, wejście do obudowanej piaskowcowymi ciosami niszy. Całość sprawiała nadzwyczaj romantyczne wrażenie, wręcz prowokowała do częstych odwiedzin – i tak się też zaczęło dziać.

Niestety, mimo pozornie prostego dojazdu jedna z wypraw do wieży zakończyła się niefortunnie. Zapewne dlatego, iż z konieczności była „zmotoryzowaną”. Każdy, kto kocha las wie, że późną, nocną porą wszystkie jego zakątki wydają się bardzo podobne. Również przetarte puszczańskie trakty - zwłaszcza oglądane zza szyby samochodu w świetle jego reflektorów – są pozornie niemal takie same.

Sieć znajomych dróg w mroku trudno od siebie odróżnić, więc nawet wyłuskane z czerni ostrym światłem elektrycznym potrafią wyprowadzić człowieka na manowce. Tak było i tym razem, co trwożliwie przypisano le-gendarnej klątwie, ciążącej jakoby nad okolicą. Jadąc świetnie przecież znaną sobie drogą grupka mocno spóźnionych wędrowców zboczyła na fałszywy trakt, w nocnej godzinie nie różniący się od prawidłowej trasy.

Po kilkuset metrach auto nagle gwałtownie zanurkowało przodem w gliniasty, wypełniony rzadką mazią dół i zawisło na „brzuchu” karoserii. Okazało się, iż twardą, jakby zachęcającą do przejażdżki drogę przecinała zdradliwa, błotnista rozpadlina, świetnie zamaskowana kożuchem trawy.

Oczywiście przednie koła – jak na ironię będące siłą napędową – tylko mieliły kaolinową kaszę, podczas gdy oblepiony nią silnik rozpaczliwie jęczał, sygnalizując pełną gotowość do ostatecznego zamarcia. Nie było mowy o samodzielnym wydobyciu ciężkiego pojazdu z pułapki. Należało „iść do ludzi” i u nich szukać pomocy. Tylko gdzie ?

Najbliższa wioska spokojnie spała około sześć kilometrów dalej, a któż mógł zaręczyć, że jakikolwiek jej mieszkaniec zechce swoim ciągnikiem ratować nocnych włóczęgów... Ostatecznie udało się znaleźć właściciela bliźniaczego pojazdu i auto wydobyć z błota. Z tej nocnej przygody wyciągnięto najważniejszy wniosek – zbyt wielka pewność siebie, gdy idzie o znajomość terenu, nie popłaca - i to nawet wtedy, gdy nie ciąży nad nim żadna „klątwa”. Empirycznie potwierdzono też prawdziwość porzekadła – kto chodzi (jeździ) na skróty, ten w domu nie nocuje ...

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicza



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 18 kwietnia 2024
Imieniny
Apoloniusza, Bogusławy, Go?cisławy

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl