Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


UFO w lesie

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Las nocą, gdy niebo pokrywa nieprzenikniona opończa chmur – potrafi spłatać przykrą niespodziankę nawet prawdziwemu miłośnikowi kniei, wędrującemu niby znanymi ostępami, jakże obcymi w głębokim mroku!
   UFO w lesie

Niemal z reguły lekcję pokory w takich sytuacjach przeżywają osoby, nazbyt optymistycznie oceniające swoje survivalowe kwalifikacje. Niestety, im wyższa samoocena w zakresie umiejętności terenoznawczych, tym większe prawdopodobieństwo empirycznego poznania mądrości, zawartej w ludowym porzekadle – kto chodzi na skróty, ten często nie nocuje w domu... Bez wątpienia w szczególny sposób na bezkrytyczną pewność siebie w głuszy (i nie tylko!) wpływają wszelakie „mamroty” tudzież „berbeluchy” - o szlachetniejszych trunkach nie wspominając - jeśli nocny włóczęga nierozważnie nasącza nimi swój umysł.

Taką właśnie srogą lekcję pokory odebrał w brzeźnickich lasach wieloletni myśliwy, wybitnie nie grzeszący skromnością, zwłaszcza gdy szło o werbalne popisywanie się wiedzą na ich temat. Łowca ów w znajomej gajówce „pozyskał” dwa koszyki czarnych borówek, które zamierzał w domu przedstawić jako efekt rzetelnej pracy własnych palców. W związku z tak szybkim „zebraniem” jagód wygospodarowany czas poświęcił na raczenie się domową nalewką gospodarza, wspartą zabraną na wszelki wypadek flaszeczką pospolitej „siwuchy”.

Żona leśnika wyjechała z dziećmi na kilka dni, więc nic nie zakłócało płynących wartko łowieckich opowieści. Równie ochoczo jak słowa lał się też do spragnionych gardeł znawców kniei niewybredny trunek. Gdy na dworze zrobiło się całkiem ciemno, gość gajowego począł zbierać się do odwrotu, sposobiąc rower do solidnego umocowania dwóch koszyków wypełnionych jagodami. Powrót nie mógł odbywać się uczęszczanymi drogami, pozostały więc leśne dukty, a te przecież – a jakże – znał doskonale !

Włączył rowerowe „dynamo” i ruszył ku domowi nie przypuszczając, że z jego przyczyny wędrujący gęstwiną z zasiadki inny myśliwy będzie przez moment sądził, iż doznał jakichś omamów wzrokowych. Tamten bowiem nagle ujrzał z daleka dziwne światełko, na przemian jarzące się intensywnym blaskiem, a po chwili żółknące i znikające. Co więcej, ów tajemniczy punkt wyraźnie miotał się od jednej do drugiej krawędzi tonącej w czerni nocy, szerokiej przecinki. Czyżby legendarne UFO nawiedziło lasy pod Osieczowem?

Na szczęście wkrótce do uszu zaniepokojonego zjawiskiem, trzeźwego nemroda dobiegły bełkotliwe słowa, wojownicze okrzyki, a nawet niezdarne próby śpiewu. A więc to nie tajemnicze moce piekielne przybyły do puszczy! Gdy tańczący w mroku, pulsujący punkt zbliżył się na odległość kilkunastu metrów, żółknące kolejny raz światełko nagle gwałtownie zajaśniało i popłynęło w dół – po czym natychmiast zgasło. Nie umilkł natomiast bełkotliwy potok słów, owszem, nabrał wyraźnie mocy i szybkości.

Zaciekawiony myśliwy podszedł do przebiegającego w tym miejscu w poprzek duktu starego wykopu i w świetle włączonej latarki dojrzał starszego kolegę z macierzystego koła łowieckiego, wyłażącego nieporadnie spod przewróconego roweru. Radość posiadacza jagód z nieoczekiwanego spotkania była wprost proporcjonalna do ilości spożytej okowity. Niestety, euforia szybko zgasła, bowiem strumień elektrycznej jasności zgrabnie wyłuskał z mroku wypróżnione do cna koszyki i rozsypane, w znacznej części rozgniecione granatowe kulki, zaścielające bagniste dno rowu.

Okazało się, że ów „wytrawny znawca” brzeźnickiej kniei podążał do momentu spotkania niemal dokładnie w przeciwną stronę, niż powinien, ze zrozumiałych względów głównie idąc lub czasem biegnąć obok swojego, trzymanego kurczowo za kierownicę pojazdu. Gdy uznał, że może dalej bezpiecznie jechać, natychmiast wtoczył się do wykopu...Słyszana z daleka jego słowna tyrada była najprawdopodobniej przymiarką do wytłumaczenia późnego powrotu stęsknionej odwetu małżonce „terenoznawcy”.

Niestety, główny argument w postaci rzekomo zbieranych w pocie czoła jagód zalegał teraz dno i błotniste ściany wykopu. Rozpaczliwy pomysł, by z pomocą kolegi w świetle latarki zebrać z wilgotnego zagłębienia owoce lasu - dał nadzwyczaj mizerne efekty. Finał „jagodobrania” był więc mało – przynajmniej dla niego – zabawny. Koło poszło w ósemkę, jagody przepadły, a do domu było dwa razy więcej kilometrów niż kilka godzin wcześniej, gdy wyruszał z gajówki. Czy z tej lekcji pokory myśliwy skorzystał ? Nie wiadomo, bowiem wkrótce po tym wydarzeniu wyjechał na stałe z Bolesławca i słuch o nim zaginął.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl