Ciągle jeszcze z różnych zakątków całego świata do Bolesławca docierają listy rodzin, poszukujących informacji o swoich bliskich, których los rzucił do niemieckiego wtedy Bunzlau i powiatu jako jeńców wojennych, więźniów kacetu lub robotników przymusowych. Ciągle maja nadzieję, że wreszcie poznają miejsce pochowania doczesnych szczątków ich krewnych…
Nadal w lasach, a bywa, że także w ogrodach i na zapleczu wiejskich domów, stodół i obór próchnieją pod warstwą piachu kości żołnierzy różnych narodowości, także cywilów ginących na równi z wojskowymi, zgwałconych przed śmiercią kobiet i rozszarpanych wybuchami pocisków dzieci.
Ta ziemia jest cmentarzyskiem, wystarczy tylko przypomnieć przepastne bory w pobliżu Świętoszowa, gdzie w masowych grobach – sprofanowanych między innymi w trakcie powojennych ćwiczeń poligonowych – spoczywają bezimienne szczątki zamęczonych, zagłodzonych jeńców sowieckich. O wielu miejscach wojennych pochówków w przydrożnych rowach, zagajnikach i pastwiskach wiedzą najstarsi mieszkańcy powiatu bolesławieckiego. Takie informacje pochodzą choćby z Osłej, Poświętnego, Dąbrowy Bolesławieckiej, Wykrot, Bożejowic - wreszcie także samego Bolesławca. Na tych zapomnianych grobach nie ma nawet kopczyków ziemi, które czas i zmienne warunki atmosferyczne dawno wyrównały, skutecznie maskując ich obecność.
W ostatnich dniach pojawiła się kolejna informacja o istnieniu – najprawdopodobniej - dużej masowej mogiły w okolicach wybudowanej ostatnio autostrady, opodal Dąbrowy Bolesławieckiej. Przyjeżdżające tu wkrótce po zakończeniu działań wojennych dzieci polskich osadników zapamiętały długi, charakterystyczny nasyp ziemny, widniejący u podnóża wysokiej rzecznej skarpy na skraju łąki, służącej niegdyś jako pastwisko. Chłopcy pasąc krowy często przychodzili w pobliże tej budzącej lęk grobli. Dzisiaj wiekowi mężczyźni precyzyjnie wskazują miejsce owej domniemanej mogiły – tyle, że z biegiem lat zapadła się ona tworząc rów.
Jeśli rzeczywiście to zbiorowe miejsce pochówku – to jacy ludzie w tej mogile spoczywają? Zebrani pośpiesznie z okolicznych pól polegli żołnierze czy więźniowie zatrudnieni przy budowie autostrady ? Bo właśnie w pobliżu znajdował się jeden z obozów utworzonych tu dla pracujących. Swoje wspomnienia na ten temat zawarł w książce noszącej tytuł „Zamordowane dzieciństwo” Edward Horoszkiewicz. Z tej publikacji pochodzi też szkic rozmieszczenia zapamiętanych przez niego miejsc „zakwaterowania”.
Nie tak dawno ambasada Francji wysłała do Bolesławca zapytanie o to, czy jest możliwe dotarcie do jakichkolwiek informacji na temat Jeana Pierre Leplanguais, który po trafieniu do niewoli od 1943 roku przetrzymywany był w bolesławieckim obozie, funkcjonującym opodal późniejszego Państwowego Ośrodka Maszynowego przy ulicy Gdańskiej. Wiadomości poszukuje Bernard Leplanguais, syn tego żołnierza. Skądinąd wiadomo, że jeńcy francuscy pracowali w różnych zakątkach powiatu – między innymi w Mierzwinie oraz na terenie bolesławieckich koszar. Tam wspólnie z polskimi robotnikami przymusowymi drążyli nieckę przyszłego basenu przeciwpożarowego, a następnie wylewali betonowe ściany i dno tego zbiornika. Wspomniane prace wykonywano na przełomie roku 1939 i 1940.
Wiarygodne informacje o tym przekazał Zygmunt Sosnowski z Olkusza, jako młody człowiek przywieziony do Bolesławca i tu pracujący. Jego losy były opisane znacznie wcześniej także w „Expressie Bolesławieckim”.
Co jednak stało się z Jeanem Leplanguais – na razie nie wiadomo, podobnie jak brak jest wiarygodnych informacji na temat losu wielu innych jeńców wojennych, zatrudnianych w okolicach Bolesławca oraz w samym mieście. Być może wielu spośród nich spoczywa w zapomnianych miejscach przypadkowego pochówku, w nieoznaczonych polnych i leśnych mogiłach.
Wkrótce 1 listopada – czas szczególnej pamięci o tych, którzy odeszli. Kiedy nad cmentarzami rozjarzą się łuny tysięcy zniczy, niechaj wśród nich nie zabraknie płomienia, poświęconego tym, którzy nie mają nagrobków, a na wiadomości o których gdzieś w świecie ciągle ktoś czeka…