Ale i dzisiaj bywa, że podejmowane tu generalne remonty lub przebudowa wiekowych budynków i hal, a także prace ziemne w ich otoczeniu ujawniają ukryte dotychczas przed wzrokiem ciekawskich materialne pozostałości zapomnianych zakładów przemysłowych tudzież świadectwa rozgrywających się dramatów.
Tak było, gdy na terenie bazy materiałów pędnych przy ulicy Kościuszki odkopano przypadkowo szczątki młodego – jak wskazywało na to choćby wspaniale zachowane, pełne uzębienie - człowieka. Nie znaleziono przy nim żadnych przedmiotów, mogących wyjaśnić, kim była ta osoba i w jakich okolicznościach zakończyła życie. Pewną wskazówkę, niestety mało konkretną, mogła stanowić lokalizacja miejsca pogrzebania w pobliżu granicy jednego z dawnych miejsc zakwaterowania robotników, zatrudnionych w pobliskiej odlewni żeliwa.
Jeszcze przed odkryciem szkieletu zebrano wspomnienia mocno już wtedy pochylonego wiekiem mieszkańca Bolesławca, który w okresie drugiej wojny światowej pracował w tejże odlewni. On to przekazał cenne informacje na temat warunków, w jakich przetrzymywano robotników - oraz posiadaną wiedzę o wojennej produkcji tego zakładu metalurgicznego. Bodaj najciekawsze było stwierdzenie, iż produkowano tu między innymi specjalnie zmodyfikowane bloki silników do miniaturowych łodzi podwodnych typu „Biber”.
Wspomnienia byłego robotnika odlewni są cenne choćby ze względu na to, iż po zauważeniu przez niemiecki nadzór jego umiejętności został on skierowany do działu kontroli, gdzie miał okazję słyszeć rozmowy majstrów. A właśnie w ich trakcie kilkakrotnie mówiono o przeznaczeniu produkowanych bloków silników i innych detali. Niestety, mimo dostępu do planów i rysunków roboczych nie wszędzie miał prawo zaglądać, zresztą nie bardzo wtedy się tym interesował. Nadmierna ciekawość mogła go drogo kosztować…
Dzieje odlewni mocno zaintrygowały obecnego właściciela zabudowań, niegdyś stanowiących część kompleksu tej manufaktury, kiedy odkrył on w trakcie remontu urządzenia przez całe lata skrywane pod grubą warstwą gruzu i śmieci, zalegających piwnice pod jedną z hal. Zapewne niegdyś musiała ona imponować wykończeniem wnętrza, doskonałym oświetleniem dziennym, uzyskanym dzięki ogromnym oknom, a także licznymi, w owym czasie na wskroś nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi.
Nie mając dokumentacji z minionych lat można jedynie przypuszczać, że obiekt ten służył jako laboratorium, testujące wykonywane tu nie tylko elementy urządzeń, ale także najprawdopodobniej kompletne silniki. Mogą na to wskazywać pozostałości potężnego bloku betonowego, wylanego na warstwie korka, pod którym tkwi wtopiony w ziemię ogromny żelbetowy fundament. Ponad podłogę hali z owego cementowego monolitu wystawały kiedyś tylko stalowe elementy podestu badawczego, na którym - być może - sprawdzano pracę silników. Konstrukcja hamowni uniemożliwiała przenoszenie drgań na ściany i podłogę hali dzięki szczelinie, oddzielającej betonowy kloc od reszty budynku.
Do tego domniemanego laboratorium przepompowywano zapewne spore ilości paliwa, niezbędnego dla wykonywania testów kontrolnych silników. W trakcie prac remontowych odkryto kilka wylotów rur stalowych o dużych średnicach, którymi być może je dostarczano. Niestety, ustalenie, dokąd prowadzą, wymaga rozkopania terenu przyległego do hali.
Od lat kompleks budowli byłej odlewni przy ulicy Kościuszki systematycznie zmienia swój kształt i wygląd. Część zabudowań adaptowano do zupełnie nowych zadań, niektóre dawno już rozebrano. O tym, że do zakładu wtaczano niegdyś całe zestawy wagonów towarowych świadczą wyzierające spod piachu resztki szyn i zachowane stalowe ogniwa, zapewne służące do dokładnego unieruchomienia składów.
Prowadzone nadal roboty remontowe owocują również odkryciem starych dokumentów, pochodzących z końca lat dwudziestych ubiegłego wieku. Wśród gruzu i śmieci były także tłoki silnikowe i inne części.
Jaka jest pełna prawda o dawnej odlewni żeliwa, czemu naprawdę służyła w latach wojny nowoczesna pod każdym względem hala – chyba naprawdę nikt do końca nie jest dzisiaj pewien.