Sprawa wcale nie jest tak prosta i oczywista, bowiem od ponad dwóch lat, PCK korzysta z budynku bez umowy. Jedynie na podstawie czasowych porozumień i ustnych zapewnień ze strony dyrekcji szpitala i wojewódzkich samorządowców. Ale tym razem, Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego nakazał opróżnić budynek do końca maja. - Termin jest ostateczny – mówi Marta Libner z biura prasowego urzędu marszałkowskiego. - PCK nie ma żadnej umowy najmu. Nie płaci za korzystanie z budynku, pokrywa jedynie rachunki za wodę, prąd. Zarząd PCK od dawna wie, że schronisko ma się z budynku wyprowadzić, a budynek będzie remontowany.
- O naszej sytuacji wiedzą i prezydent miasta i starosta – mówi Adam Fornal, prezes zarządu PCK w Bolesławcu. - Szukają dla nas jakiś pomieszczeń. Myślę, że do tragedii nie dojdzie.
Pan Janek to akordeonowy wirtuoz. Fot. WFP
Prezes Fornal twierdzi, że za wynajęcie szpitalnego budynku, w którym działa schronisko PCK solidnie płaci. - PCK nie płaci ani złotówki za czynsz – mówi Regina Kojder, pełniąca obowiązki dyrektora szpitala wojewódzkiego. - Płacą za media, które zużywają i podatek od nieruchomości. Z budynku korzystają bezumownie. W styczniu odbyła się rozprawa w sądzie, która zakończyła się ugodą. Szpital zrzekł się zaległych należności – nazwijmy to czynszowych – a w zamian PCK ma opuścić budynek.
Jak mówi Regina Kojder, budynek schroniska jest w fatalnym stanie technicznym i jest w nim niebezpiecznie i są na to dokumenty. Inspektor nadzoru budowlanego i straż pożarna wyłączyli dom z eksploatacji. Nie ma drogi ewakuacyjnej, a drewniane stropy walą się. W tym roku, oczywiście po opróżnieniu, budynek ma być remontowany i najprawdopodobniej zaadaptowany na potrzeby szpitalnego oddziału psychiatrycznego, bo na Dolnym Śląsku brakuje blisko 250 łóżek.
Samorządowcy obiecują, że nie zostawią PCK i bezdomnych samych w potrzebie i dach nad głowy na pewno się znajdzie. Kiedy dokładnie? Tego nikt nie potrafi jeszcze powiedzieć. I tak najwięcej do powiedzenia ma magistrat, bo opieka nad bezdomnymi należy do zadań własnych gminy. I gmina pomaga PCK jak należy, przekazując m.in. coroczne dotacje grubo ponad 100 tysięcy złotych. Pieniądze dają też pozostałe gminy powiatu, bo w schronisku mieszkają nie tylko ludzie z Bolesławca.
Schronisko to jedno, a pokoje interwencyjne dla ofiar przemocy domowej to drugie. Wiecznie zajęte pokoje, pełne maltretowanych kobiet i dzieci. W budynku działa również zimowa noclegownia. - Musi się coś dla nas znaleźć, bo 37 ludzi nie ma prawa wrócić na dworce i klatki schodowe – mówi Adam Fornal.
Jan Kowalczyk uwielbia zbierać stare, niepotrzebne innym przedmioty. Fot. WFP
A co o całym tym lokalowym zamieszaniu sądzą mieszkańcy schroniska. - Cztery lata już tu jestem i jestem zadowolony – mówi Jan Kowalczyk. - Mam swój kącik, mam ogródek, który uprawiam, pozwolono mi nawet zatrzymać psa, którego ktoś przerzucił przez ogrodzenie. Gdyby zabrakło schroniska, to do śmietnika spać, po klatkach schodowych, chociaż mam rentę, ale bardzo małą. Tu jest wspaniale. Wreszcie mam coś swojego. Jan Kowalczyk ma 470 złotych renty, 350 złotych oddaje co miesiąc na swoje utrzymanie. Nie ma dokąd iść.
Udało się Danielowi. Do schroniska przychodzi towarzysko, albo na wizytę u lekarza. Był tu wychowawcą. Zakochał się z wzajemnością. Już ma gdzie mieszkać. Utrzymuje się z renty. - Nikogo nie wolno przekreślać – mówi Daniel Stankiewicz. - Pobyt w schronisku to resocjalizacja. Trzeba o siebie zadbać i o innych też. Podopieczni włączają się w akcje dobroczynne PCK. Wielu z nas się udaje, usamodzielniają się, przestają pić, wracają do pracy i zakładają rodziny.