Do większości z nas, ludzi urodzonych już po wojnie, w sposób szczególny przemawiają w takich momentach jakże proste, ale tym bardziej wymowne słowa, zaczerpnięte z pamiętników polskich żołnierzy, także tych, którzy po zakończeniu tej najstraszliwszej w dziejach ogólnoświatowej hekatomby znaleźli się w Bolesławcu. Jednym z nich był zmarły niedawno kapral artylerii, obsługujący w czasie wrześniowych walk doskonałą 37 mm armatę przeciwpancerną wz. 36 Boforsa, Stefan Pukany, późniejszy członek i dowódca oddziału Armii Krajowej, za swoją bohaterską postawę skazany w PRL-u na karę śmierci, zamienioną potem na długoletnie, ciężkie więzienie… Oto garść jego wspomnień :
„Urodziłem się 10 maja 1916 roku we Wrzawach powiat Tarnobrzeg, w rodzinie Weroniki (z Dezaków) i Jana Pukanych. Do wojska powołano mnie jesienią 1938 roku, do 39. Pułku Strzelców Lwowskich w Jarosławiu. Tam przeszedłem szkolenie w szkole podoficerskiej po wcześniejszym odbyciu trzymiesięcznych ćwiczeń rekruckich. Tuż przed wybuchem wojny Wojsko Polskie otrzymało nowe rodzaje broni - między innymi bardzo skuteczne armatki przeciwpancerne.
Gdy Niemcy napadły na Polskę pułk nasz został przeniesiony nad Dunajec, w pobliże Tarnowa, gdzie pododdziały okopały się sposobiąc do odparcia ataku. Po krótkim jednak starciu musieliśmy ustąpić, gdyż hitlerowcy dysponowali ogromną przewagą w sprzęcie i ilości wojska. Ich samoloty bez przerwy zrzucały bomby i ostrzeliwały polskie pozycje z broni pokładowej. Okrążono nas i tylko nielicznym udało się wyrwać z tego kotła.
Ci, którzy mieli szczęście, podążali na wschód, ku granicy rumuńskiej. Stoczono tam jeszcze jedną krwawą walkę, z której mało kto zdołał ujść z życiem. Część ocalonych trafiła do niewoli. Działo się to pod miejscowością Jawornik Ruski. Oficer, którego nazwiska nie pamiętam, powiedział nam, że dalej musimy rozejść się pojedynczo, bo w grupie nie mamy już żadnych szans na ucieczkę. Komu się uda, niech jedzie za granicę, a pozostali powinni wracać do domów. O jednym tylko musimy zawsze pamiętać - że jesteśmy żołnierzami i składaliśmy przysięgę na wierność Ojczyźnie.
Muszę dodać, ze w czasie, gdy okopaliśmy się nad Dunajcem, wojsko było bardzo osłabione, gdyż wszyscy prawie zachorowali na czerwonkę. Mówiono, że to jakiś szpieg ze strony Niemców lub Ukraińców, których w tych stronach było dużo - a byli źle nastawieni do polskiego wojska - przyczynił się wywołania epidemii.
Próbowałem więc - chory na czerwonkę i dodatkowo z bolącym kolanem, które uszkodziłem w trakcie obsługi armatki - w mundurze dojść do domu. Wsparty na kiju samotnie wędrowałem od wioski do wioski. Jednakże w jakieś mijanej miejscowości ostrzeżono mnie, że w mundurze daleko nie zajdę, bo albo Ukraińcy mnie zamordują, albo Niemcy zastrzelą lub wezmą do niewoli. Po prostu płacząc musiałem zostawić tam mundur i obuwie. Otrzymałem w zamian jakieś cywilne łachy i poszedłem dalej. Pamiętam, że gdy wreszcie dotarłem do domu, wybiegła z niego moja Matka. W ręku trzymała garnek i płakała ze szczęścia, bo przecież wróciłem z frontu żywy...
Równie gorąco witał mnie mój młodszy brat Józek, dla którego byłem autorytetem, niemal ojcem, gdyż Ojciec nasz po wyjeździe do Ameryki już nie wrócił i tam zmarł.
Po zajęciu Polski przez Niemców i okupowaniu przez nich kraju zaczął się we Wrzawach nowy etap trudnego życia. Do wsi wracali ludzie, którzy mieszkali, pracowali lub kształcili się na wyższych uczelniach w Krakowie, Lwowie, Warszawie i innych miastach. Wśród nich byli też oficerowie i podoficerowie Wojska Polskiego. Przybył profesor Jan Bobek z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, pisarz Julian Kawalec, mój teść Piotr Łukawski, oficer śledczy służb wywiadowczych policji – a także nie zapamiętani z imienia : oficer Wojska Polskiego Tomaszewski, podoficer zawodowy Bijak, oficer Broda, oficer Dewil i jeszcze wielu innych, którzy we Wrzawach mieli rodziny i tu się chronili. Przyjeżdżali również liczni studenci, których nazwisk nie znałem, oraz starszy profesor, nazywany przez nas „Dziadkiem” - z prelekcjami i nauczaniem, przygotowującym do założenia Organizacji Ruchu Oporu przeciwko okupantowi”…