Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


Człowieczy los…

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Minęła właśnie kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, a już wkrótce będziemy z zadumą i szacunkiem wspominali tych Rodaków, którzy stawili czoła hitlerowskiej nawale w tragicznym dniu pierwszego września 1939 roku.
Człowieczy los…

Do większości z nas, ludzi urodzonych już po wojnie, w sposób szczególny przemawiają w takich momentach jakże proste, ale tym bardziej wymowne słowa, zaczerpnięte z pamiętników polskich żołnierzy, także tych, którzy po zakończeniu tej najstraszliwszej w dziejach ogólnoświatowej hekatomby znaleźli się w Bolesławcu. Jednym z nich był zmarły niedawno kapral artylerii, obsługujący w czasie wrześniowych walk doskonałą 37 mm armatę przeciwpancerną wz. 36 Boforsa, Stefan Pukany, późniejszy członek i dowódca oddziału Armii Krajowej, za swoją bohaterską postawę skazany w PRL-u na karę śmierci, zamienioną potem na długoletnie, ciężkie więzienie… Oto garść jego wspomnień :

„Urodziłem się 10 maja 1916 roku we Wrzawach powiat Tarnobrzeg, w rodzinie Weroniki (z Dezaków) i Jana Pukanych. Do wojska powołano mnie jesienią 1938 roku, do 39. Pułku Strzelców Lwowskich w Jarosławiu. Tam przeszedłem szkolenie w szkole podoficerskiej po wcześniejszym odbyciu trzymiesięcznych ćwiczeń rekruckich. Tuż przed wybuchem wojny Wojsko Polskie otrzymało nowe rodzaje broni - między innymi bardzo skuteczne armatki przeciwpancerne.

Gdy Niemcy napadły na Polskę pułk nasz został przeniesiony nad Dunajec, w pobliże Tarnowa, gdzie pododdziały okopały się sposobiąc do odparcia ataku. Po krótkim jednak starciu musieliśmy ustąpić, gdyż hitlerowcy dysponowali ogromną przewagą w sprzęcie i ilości wojska. Ich samoloty bez przerwy zrzucały bomby i ostrzeliwały polskie pozycje z broni pokładowej. Okrążono nas i tylko nielicznym udało się wyrwać z tego kotła.

Ci, którzy mieli szczęście, podążali na wschód, ku granicy rumuńskiej. Stoczono tam jeszcze jedną krwawą walkę, z której mało kto zdołał ujść z życiem. Część ocalonych trafiła do niewoli. Działo się to pod miejscowością Jawornik Ruski. Oficer, którego nazwiska nie pamiętam, powiedział nam, że dalej musimy rozejść się pojedynczo, bo w grupie nie mamy już żadnych szans na ucieczkę. Komu się uda, niech jedzie za granicę, a pozostali powinni wracać do domów. O jednym tylko musimy zawsze pamiętać - że jesteśmy żołnierzami i składaliśmy przysięgę na wierność Ojczyźnie.

Muszę dodać, ze w czasie, gdy okopaliśmy się nad Dunajcem, wojsko było bardzo osłabione, gdyż wszyscy prawie zachorowali na czerwonkę. Mówiono, że to jakiś szpieg ze strony Niemców lub Ukraińców, których w tych stronach było dużo - a byli źle nastawieni do polskiego wojska - przyczynił się wywołania epidemii.

Próbowałem więc - chory na czerwonkę i dodatkowo z bolącym kolanem, które uszkodziłem w trakcie obsługi armatki - w mundurze dojść do domu. Wsparty na kiju samotnie wędrowałem od wioski do wioski. Jednakże w jakieś mijanej miejscowości ostrzeżono mnie, że w mundurze daleko nie zajdę, bo albo Ukraińcy mnie zamordują, albo Niemcy zastrzelą lub wezmą do niewoli. Po prostu płacząc musiałem zostawić tam mundur i obuwie. Otrzymałem w zamian jakieś cywilne łachy i poszedłem dalej. Pamiętam, że gdy wreszcie dotarłem do domu, wybiegła z niego moja Matka. W ręku trzymała garnek i płakała ze szczęścia, bo przecież wróciłem z frontu żywy...

Równie gorąco witał mnie mój młodszy brat Józek, dla którego byłem autorytetem, niemal ojcem, gdyż Ojciec nasz po wyjeździe do Ameryki już nie wrócił i tam zmarł.

Po zajęciu Polski przez Niemców i okupowaniu przez nich kraju zaczął się we Wrzawach nowy etap trudnego życia. Do wsi wracali ludzie, którzy mieszkali, pracowali lub kształcili się na wyższych uczelniach w Krakowie, Lwowie, Warszawie i innych miastach. Wśród nich byli też oficerowie i podoficerowie Wojska Polskiego. Przybył profesor Jan Bobek z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, pisarz Julian Kawalec, mój teść Piotr Łukawski, oficer śledczy służb wywiadowczych policji – a także nie zapamiętani z imienia : oficer Wojska Polskiego Tomaszewski, podoficer zawodowy Bijak, oficer Broda, oficer Dewil i jeszcze wielu innych, którzy we Wrzawach mieli rodziny i tu się chronili. Przyjeżdżali również liczni studenci, których nazwisk nie znałem, oraz starszy profesor, nazywany przez nas „Dziadkiem” - z prelekcjami i nauczaniem, przygotowującym do założenia Organizacji Ruchu Oporu przeciwko okupantowi”…

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Stefan Pukany, Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Środa 1 maja 2024
Imieniny
Józefa, Lubomira, Ramony

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl