Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


Sen to był, czy jawa…

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Puszcza pokrywająca przed stuleciami ziemię bolesławiecką tętniła bujnym, dzikim życiem. Nic więc dziwnego, że niemal każdy rodzaj bytującej tu zwierzyny i leśnego ptactwa ludzie w trakcie minionych wieków w szczególny sposób „honorowali”.
Sen to był, czy jawa…

Nadawali różnym zakątkom kniei specyficzne określenia, pochodzące od mieszkańców tutejszych borów. Bodaj najczęściej przywoływanym był lis. Nieco mniejsze powodzenie miał poczciwy dzik, natomiast jelenia spotykamy w przebrzmiałym nazewnictwie stosunkowo rzadko. Nawet wilki użyczały częściej swojego imienia.

Możemy ponadto odszukać na starych mapach skrzyżowania dróg i myśliwskie chaty „pod drozdami”, „ziębami” czy „sójkami”. Również wrony doczekały się swoich zakątków lasu. Wiele było też „gór dębowych”, „brzozowych” i „świerkowych”. Podstawą do nadania swoistego „imienia” bywały także dramatyczne wydarzenia bądź inne okoliczności, uzasadniające używanie wybranego określenia.

A i współcześnie występują sporadycznie zjawiska „leśne”, które stanowią doznania o iście metafizycznym wymiarze. Za przykład niech posłuży przytoczona dalej historia. Jej główny bohater, młody chłopak, po stosownym okresie „terminowania” oraz złożeniu egzaminu stał się myśliwym w jednym z bolesławieckich kół. Kiedy otrzymał upragniony, pierwszy odstrzał dzika, wyruszył w niezbyt odległy rejon, kryjący kilka tajemniczych mogił, usypanych przy torowisku u schyłku ostatniej wojny.

O wyborze miejsca łowów zadecydowało wcześniejsze rozpoznanie zakończone stwierdzeniem, że otoczona borem łąka, przylegająca od zachodu do starego, gęsto podszytego lasu jest potężnie zbuchtowana. Ważne było też to, że na obrzeżu kniei stała tam niezbyt wysoka ambona, wsparta na trzech „nogach”. Jej ciasny pomost został więc „zasiedlony” wczesnym wieczorem. Bór, pieszczony słabym wiatrem szeleścił, niczym nie zwiastując emocji, jakie czekały młodego myśliwego. Gdy poświata dnia ginęła za szumiącą ścianą drzew, z zachodu nadciągnęła duża, deszczowa chmura.

Wkrótce o deski dachu czatowni zabębniły krople dżdżu, który drgającą kurtyną przesłonił widok. Zmierzch szybko zmienił się w głęboką czerń nocy, zewsząd wciąż dochodził monotonny szum ulewy a po słupach ambony spływały obfite strumienie wody. Nie wiadomo dlaczego otulony peleryną samotnik nagle przypomniał sobie o grobach, odległych jedynie o kilkaset metrów od miejsca jego ukrycia. Poczuł się nieswojo i dla dodania sobie odwagi włączył latarkę. Jasny stożek ostro wciął się w warkocze lecących z góry, szklistych girland. Na dole snop światła odbiły niewielkie kałuże, czuć było świeży, chłodny zapach ściółki. Uspakajający szelest deszczu wywołał zniewalającą senność. Myśliwy nie wiedział, jak długo drzemał, w każdym razie w pewnym momencie ocknął się, spłoszony gromkim trzaskiem łamanej gałęzi. Dawno musiało przestać padać, z pobliskich drzew kapały już tylko pojedyncze krople.

Kilkadziesiąt metrów od podstawy ambony rozległ się kolejny głośny trzask, a za chwile podobny odgłos powtórzył się znacznie bliżej czatowni. Nie było wątpliwości, jakiś duży zwierz podążał w jej stronę. Teraz słychać było nie tylko pękanie chrustu, ale również szum rozsuwanych ciałem krzaków podszycia. Nocny gość z niewiadomych względów kierował się wprost do ambony. Głęboka ciemność nie pozwalała niczego dostrzec, jedynie od zębatej czerni przeciwległej ściany lasu nieznacznie odcinał się nieco jaśniejszy, ponury pas nieba... Jeszcze parę sekund i „coś” przeszło u stóp ambony... Wkrótce cichnący hałas łamanych patyków oznajmił oddalanie się zagadkowego mieszkańca kniei. Myśliwy był pewien, że zwierz przybył od strony samotnych mogił. Mocno poruszony tym odkryciem czuwał do rana, a gdy tylko rozjaśniło się, zszedł szybko na dół i szczegółowo zbadał otoczenie czatowni. I wtedy osłupiał.

Na świeżym, zmytym deszczem terenie nie pozostał żaden, nawet najmniejszy trop – a sądząc po odgłosach, zwierzę musiało być ogromne! Przeprowadzone ponowne, jeszcze bardziej szczegółowe badanie nie przyniosło żadnych rezultatów – śladów nie było! Myśliwy zaniechał dalszego polowania i szybko wrócił do domu. Z upływem lat wspomnienie przygody zbladło i wtedy dopiero pojawiła się wątpliwość – sen to był, czy wszystko wydarzyło się naprawdę ?

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl