Mama, ojciec, trzech nastoletnich chłopców, 5-letnia dziewczynka i dwóch dorosłych mężczyzn. Wszyscy żyją na 56 metrach kwadratowych ze wspólną kuchni. Mają własny wychodek, tyle, że 20 metrów za domem. Łytkowie najchętniej wynieśliby się z zagrzybiałego lokum, ale nie mają dokąd. Pracuje tylko ojciec. Pieniędzy nie mają. - Te pieniądze, które zarabiam wystarcza nam na przeżycie od wypłaty, do wypłaty – mówi Remigiusz Łytka. - Dla banku nie jesteśmy klientami, kredytu na mieszkanie nie dostaniemy, bo 2 tysiące, które zarabiam musi wystarczyć na sześć osób.
Fot. TLB
Łytkowie radzą sobie jak mogą. Z pomocy społecznej nie korzystają. Marzą o suchym mieszkaniu, ale to może dać im jedynie gmina. - Nie oczekujemy luksusowego mieszkania – mówi Iwona Łytka. - Mogłoby to być mieszkanie do remontu. Jakoś sobie poradzimy.
Łytkowie, to normalna rodzina, żadna patologia. Pieniędzy mają mało, ale potrafią nimi gospodarować. Mieszkanie w Żeliszowie przejęli, ale wcześniej uregulowali długi po poprzednich najemcach. Od tamtej pory rodzina znacznie się powiększyła, a stary dom zaczął gnić. Piszą więc podania do gminy z prośbami o remont, albo przydział innego mieszkania. Bez skutku. - Ostatnio, od zastępcy wójta usłyszałam, że mogę się poskarżyć do Pana Boga, skoro jest mi źle – mówi Iwona.
Fot. TLB
Nic nie wskazuje, aby Łytkom szybko się poprawiło. Toaletę pod dachem będą mogli mieć, ale dopiero w 2009 roku, kiedy gmina pociągnie pod ich dom rury kanalizacyjne. - I tak nie mamy miejsca, aby zrobić łazienkę, czy nawet toaletę – mówi Remigiusz. - W takiej ciasnocie nie da się wygospodarować nawet metra.
Najmłodsza Łytkówna ma prawie 6 lat, a wciąż musi korzystać z nocnika, bo o wyprawach za dom – szczególnie zimą – nie ma mowy. Urzędnicy twierdzą, że nic zrobić nie sposób, bo gmina nie ma mieszkań zastępczych, a wilgoć w mieszkaniu jest, bo Łytkowie wymienili stare okna na plastikowe. - W starym budownictwie tak jest, że kiedy uszczelni się okna i słabo ogrzewa mieszkanie, to para wodna osadza się na ścianach – wyjaśnia Krzysztof Struczyk, inspektor w urzędzie gminy. - Ta pani tłumaczy, że nie ma pieniędzy na opał, okien też nie zamierza otwierać, bo jest zimno.
Ściany u Łytków pleśnieją, bo mieszkanie poniżej stoi puste i zimne, a jego lokator siedzi w więzieniu. - To też pogarsza sytuację u Łytków – mówi inspektor Struczyk. - Nie możemy wejść do tego mieszkania na dole, nie możemy go ogrzewać, stoi zamknięte. Nie mamy do tego prawa.
Sytuacja jest patowa. Urzędnicy twierdzą, że większość remontów Łytkowie mogliby wykonać sami, a później dostać od gminy ulgę w czynszu. Łytkowie mówią, że nie mają pieniędzy na osuszanie ścian, które i tak zaraz nasiąkną wilgocią. Chcieliby się przeprowadzić do większego mieszkania, ale żaden bank nie da mi kredytu, a gmina nie ma mieszkań komunalnych, za to 200 rodzin na liście oczekujących na mieszkania zastępcze, bo ich mieszkania są w tragicznym stanie.
Fot. TLB
I znowu okazuje się, że najgorzej mają średniacy – rodziny, które z trudem, ale samodzielnie utrzymują się na powierzchni, płacą czynsz i nie są klientami opieki społecznej. Dla tych, którzy dewastują mieszkania, przepijają pieniądze na komorne – gmina jest zobowiązana budować socjalne domy, które przydziela eksmitowanym. Budowa ośmiu takich mieszkań kosztuje milion złotych. Często bywa, że nowiutkie mieszkania są natychmiast dewastowane. Takiego nowiutkiego mieszkania Łytkowie dostać nie mają szans – bo płacą czynsz i nie urządzają pijackich libacji. Są po prostu biedni. A wszystko w zgodzie z prawem.