Dzięki zapobiegliwości siostry dyrektor i pomocy ludzi dobrej woli – przy głównym budynku powstały mieszkania dla nastolatków. - Zgodnie z zaleceniami urzędu wojewódzkiego, w naszym domu możemy mieć nie więcej, tylko 30 dzieci – mówi siostra Agnieszka Wieczorek, dyrektor Domu Dziecka im. Świętego Józefa. - Ale to o wiele za mało, jak na potrzeby naszego powiatu. Obok głównego budynku stał parterowy barak – takie pomieszczenia gospodarcze. Teraz, po kapitalnym remoncie, mieszka w nim grupa nastoletnich chłopców. - Muszą się zacząć usamodzielniać – wyjaśnia siostra Agnieszka. - Już nikt nie robi za nich prania. Mają automatyczną pralkę i sami muszą zadbać o schludny wygląd i postarać się, aby nie wygotować wełnianych swetrów.
Fot. TLB
Część pieniędzy na remont, dom dziecka załatwił we własnym zakresie. Resztę dołożyło Stowarzyszenie Ziemia Bolesławiecka, a najbardziej pomógł Witold Wolak. - No nie mogłem odmówić – twierdzi Witold Wolak. - Mam poczucie, że moja praca jest komuś potrzebna, dzieciakom.
Tym bardziej, że chłopcy pomagali w remoncie. - Od samego początku chłopcy tu pracowali – wyjaśnia Wolak. - Od ścian, przez wylewanie podłóg, osadzanie okien i malowanie. - Bez pomocy ludzi dobrej woli, na pewno nie dalibyśmy sobie rady – mówi siostra Agnieszka.
W nowym mieszkaniu mieszka sześciu chłopców. Nie mogli się doczekać przeprowadzki. - To taka namiastka prawdziwego domu – wyjaśnia siostra Agnieszka. - Ale za dużo swobody nie mają. Nawet na noc zostaje z nimi wychowawca i wracać muszą o wyznaczonej porze.
Teraz siostra dyrektor ma problem z dziewczętami. - Dziewczyny też chcą mieszkać w tym nowym domu – śmieje się siostra dyrektor. - I pewnie tak będzie, ale póki co dorastających chłopców mamy liczniejszą grupę.
Fot. Siostra Agnieszka Wieczorek, dyrektor Domu Dziecka.
W Domu Dziecka im. Świętego Józefa mieszkają dzieci skrzywdzone – najmocniej jak tylko można sobie wyobrazić. Najmłodsza dziewczynka ma ledwie 3 latka. Są również rodzeństwa. Zaledwie dwoje dzieci to sieroty. Reszta ma rodziców. - Domów dziecka wcale nie powinno być – mówi siostra Agnieszka Wieczorek. - To najgorsze z możliwych rozwiązań. Dzieci, których rodzice nie są w stanie się nimi opiekować powinny trafiać natychmiast do rodzin zastępczych, do adopcji. Nic, żaden piękny budynek, nowoczesne sprzęty, wyspecjalizowana kadra nie zastąpią dziecku nawet biednego, ale spokojnego i bezpiecznego domu, mamy i taty.