Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Cień Waldschule

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Osiemdziesiąt lat to ogromny, czasem wręcz przygniatający bagaż setek, tysięcy minionych dni dla steranego życiem człowieka. Prawda ta w szczególny sposób dotyczy ludzi, których dzieciństwo przypadło w Polsce na tragiczny okres drugiej wojny światowej.

Wydawać się może, że w ich pamięci czas zatarł odległe i najczęściej dramatyczne wspomnienia – ale nic bardziej mylnego. U schyłku życia pragną wrócić do miejsc będących tłem choćby i smutnego, ale na zawsze w sercu zachowanego, dziecinnego świata. Właśnie w taki sposób zupełnie nieoczekiwanie wiedza o losach polskich robotników przymusowych, pracujących w dawnym Bunzlau w niemieckim tartaku, została ostatnio wzbogacona. „Scenariusz” uzyskania nowych informacji jest zaiste niezwykły.

Oto mieszkająca w Łodzi studentka, Karina Snochowska podjęła starania, by przy pomocy Internetu poszukać wiadomości o bolesławieckim obiekcie, zwanym niegdyś Waldschule – Leśna Szkółka. Był to stojący właściwie już poza miastem niewielki budyneczek, stanowiący w czasie drugiej wojny światowej miejsce zakwaterowania zwiezionych do Bolesławca Polaków. Tam też trafiła wraz ze swoimi rodzicami - Antoniną i Janem oraz trójką rodzeństwa – Józefem, Henrykiem oraz Janiną - obecna babcia łódzkiej studentki, Marianna Kowalska.

Dziwnym zbiegiem okoliczności w Bolesławcu kilkanaście lat wcześniej gościł krótko Zygmunt Sosnowski z Olkusza, także były robotnik polski w Rzeszy po 1939 roku. To on odręcznie wykonał z pamięci rysunek owej Waldschule, spalonej przypadkowo już po wojnie – i spisał zapamiętane nazwiska jej lokatorów. Teraz, po z górą siedemdziesięciu latach lista została uzupełniona – a wzbogacono także wiedzę o losach pracujących w tartaku ludzi. Wszystko to dzięki odnalezionej po siedmiu dekadach osobie, jako polskie dziecko spędzającej w dawnym Bunzlau najmłodsze lata. Ze względu na szczupłość miejsca przytoczę tu tylko kilka jej wspomnień.

Pani Marianna ze wzruszeniem odnalazła na liście Zygmunta Sosnowskiego osobę, określoną tam jedynie jako ułomna Zofia. W istocie chodziło o kobietę bardzo mocno z nią związaną. Mała Marysia opiekowała się bowiem stale jej niespełna rocznym dzieckiem. Dzisiaj przypomniana po siedemdziesięciu latach Pani Zofia Krawczyńska najprawdopodobniej już nie żyje…

Pani Marianna przypomniała sobie także sporo innych nazwisk, spisanych z pamięci przez Zygmunta Sosnowskiego – a także bezbłędnie rozpoznała na jego prostym szkicu budynek Waldschule. Z zaznaczonego na rysunku skromnego tarasiku, znajdującego się na niskim pierwszym piętrze, wraz z innymi małolatami skakała na dół dla zabawy…

Cudzoziemskie rodziny tam mieszające – ale tylko rodziny - dostawały kartki na jedzenie. I o dziwo - nigdy im żywności nie brakowało, wręcz przeciwnie – rodzice dzielili się nią z innymi, zwłaszcza tak zwanymi „samotnikami” lub pracownikami sezonowymi.

Ludzie mieszkający w Waldschule sami gotowali sobie obiady, „samotnikom” ich kartki żywnościowe jednak nie wystarczały. Żywili się w prymitywnej stołówce – gdzie jedzenie było fatalne. Serwowano tam przede wszystkim zupę z brukwi. Pewnego dnia samotni robotnicy rozpoczęli protest, żądali podania im chleba, nie chcieli pójść do pracy. Szybko zostali skatowani i wywiezieni. Ślad po nich zaginął. Sama Pani Marianna jadała w domu właściciela tartaku Lepskiego, wraz z kucharkami gotującymi dla przemysłowca.

Stołówka w budyneczku „Szkółki Leśnej” nie była jedynym miejscem wydawania skromnych posiłków. W pobliżu tartaku funkcjonowała także Frühstücksstube, gdzie bywali w większości Niemcy. W niej jedynie odgrzewano jedzenie. Napoje – w tym głównie kawę zbożową - przynosili pracownicy. Nie gotowano tam posiłków.

Właściciele tartaku Lepscy mieszkali w piętrowym domu. Senior rodu miał dwoje dzieci i czworo wnucząt. Marianna, oprócz tego, że myła podłogi, okna i czyściła meble, dbała o łóżka gospodarzy. Miała więc nieograniczony dostęp do prywatnych pokoi właścicieli tartaku. Chociaż była nieletnią Polką, mieli duże zaufanie do niej. Córka Lepskiego chciała nawet "adoptować" Marysię, obiecywała jej, iż po wojnie zostanie u nich i wyślą ją do szkoły.

Ta polska rodzina przebywając na robotach była traktowana bardzo dobrze. Mieli dużo jedzenia, przyzwoite warunki, cieszyli się szacunkiem innych Polaków - a nawet samego Lepskiego. Otrzymywali też skromne wynagrodzenie za swoją pracę. Mogli chodzić do cyrku, na lody i na oranżadę, dostawali prezenty od rodziny Lepskich.

Babcia Pani Kariny ten okres wojny wspomina bardzo dobrze. Złe wspomnienia pojawiają się dopiero po ucieczce Niemców na zachód, gdy Armia Czerwona wkroczyła na ten teren. Ale to stanowi już odrębną historię.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl