Zagrzebane w piachu lub żyznej glebie drzemią przede wszystkim inne ich „odmiany”, będące dla wielu niepozornym, choć bodaj najbardziej wymownym świadectwem przeszłości i skomplikowanych losów dawno zapomnianych ludzi, których ciała upływający czas obrócił w miałki proch.
Te skarby to wysypujące się spod płata darni zaśniedziałe łuski, nadal wyznaczające miejsce, gdzie w dobie krwawych zmagań wojennych zionął ogniem samotny karabin maszynowy, opodal którego w płytkim rowie spoczęli później zarówno atakujący jak i atakowani, pogodzeni na zawsze jednakowo bezsensowną i przedwczesną śmiercią, to przeżarte korozją głownie szabel i klingi bagnetów, z pozieleniałymi mosiężnymi elementami rękojeści – to inne, przejmujące świadectwa odwiecznego ludzkiego sposobu sięgania po władzę, dążenia do dominacji nad innymi, a czasem po prostu ślepego, bezinteresownego barbarzyństwa…
Biorąc te skromne okruchy do ręki często mamy poczucie, że dotykamy historii, chociaż z reguły nie wiemy, kto ich używał w ostatnich chwilach przed śmiercią, ani czyje trzewia przeszył skorodowany bagnet nim spoczął w ziemi, by tam powoli przeistaczać się w brunatną grudę rdzy.
Jednym z takich, absolutnie przypadkowych znalezisk, wydobytych spod warstwy humusu przez gospodarza wiejskiego obejścia w okolicach Zebrzydowej jest prymitywna, toporna papierośnica czy raczej pudełeczko na tytoń, dość nieudolnie ozdobione na wieczku ledwie dzisiaj widocznym rysunkiem gwiazdy i niemal całkowicie zatartym rosyjskojęzycznym napisem. Niewątpliwie wykonał ją żołnierz sowiecki, o czym może świadczyć zarówno wyryty symbol byłego Kraju Rad, jak i umieszczona pod nim inskrypcja. Puzderko powstało z grubej i miękkiej blachy aluminiowej, dzięki czemu zachowało się w miarę dobrze. Zapewne duże znaczenie miał tu przyjazny dla glinu rodzaj „przechowującej” je gleby, ponieważ liszaje tlenków, tylko tu i ówdzie rozlane na gładkiej, srebrzystej powierzchni nie zdołały opanować jej całkowicie. Zupełnie swobodnie otwiera się także wieczko papierośnicy, odsłaniając przy okazji kolejną ciekawostkę.
Otóż blacha widniejąca wewnątrz pokryta jest bardzo wyraźną, misterną siateczką cienkich linii, doskonale wyciętych w metalu. Gdyby nie kilka zachowanych napisów, przylegających do części owych szlaczków, można byłoby odnieść wrażenie, iż stanowią one dodatkową dekorację pudełeczka. Jednak owe niemieckojęzyczne wyrazy jednoznacznie wskazują, że wykorzystany do zrobienia papierośnicy fragment blachy stanowił niegdyś część jakiegoś znacznie większego, aluminiowego arkusza, jako całość będącego przyrządem ułatwiającym nawigację samolotów bojowych. Zapewne maszyn hitlerowskiej Luftwaffe …
Oczywiście tajemnicą pozostanie, w jakich dokładnie okolicznościach i skąd umundurowany „rzemieślnik” zdobył materiał do wykonania wojennej pamiątki. Być może z ciekowości penetrując jakiś strącony faszystowski aeroplan wydobył z niego ów przyrząd i uznał znaleziony materiał za odpowiedni surowiec do zrobienia sobie frontowej pamiątki. Tajemnicą pozostanie też, kiedy ją zgubił lub może stracił w innych, bardziej dramatycznych okolicznościach, wreszcie - czy przeżył wojnę i zdołał wrócić w swoje strony.
Jak wspomniano – papierośnica nie jest wybitnym, artystycznym dziełem rąk ludzkich, ale przecież nie to świadczy o pewnej jej wartości. Dla kogoś, kto ją wykonywał w trakcie przerw w walce stanowiła prawdopodobnie przedmiot pozwalający choćby na krótko oderwać się od wojennej rzeczywistości. Materiał, jaki posłużył do jej sporządzenia miał chyba symboliczne znaczenie – oto faszystowski przyrząd służący lotnikom wrogiego państwa stał się pokojowym pojemniczkiem na machorkę do skrętów bądź gotowe papierosy. Niestety, nic nie wiemy o jego twórcy - a zarazem z pewnością właścicielu. I tak aluminiowe „cacko” pozostanie już tylko niemym, martwym – ale jakże trwałym ! - okruchem czyjegoś losu…