Licząca obecnie blisko pięć tysięcy mieszkańców miejscowość ta powstała w wyniku przekształcenia i rozbudowy dawnego majątku ziemskiego, do czego walnie przyczyniło się niegdyś utworzenie węzła kolejowego na przecięciu dwóch najstarszych w Prusach Wschodnich linii kolejowych. Łączyły one Królewiec z Ełkiem oraz Toruń z Wystrucią.
Po roku 1945 byłe niemieckie Korsche objęły granice Polski, a większość dotychczasowych jego mieszkańców wyjechała do Vaterlandu. Prawa miejskie polskie Korsze uzyskały w 1962 roku. Osiedlono w nich także grupę ludności ukraińskiej, przywiezioną z południowo-wschodniej części kraju. To właśnie w związku z dużą ilością chrześcijan obrządku wschodniego miejscowy kościół ewangelicki zamieniono na prawosławną cerkiew Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
W czasie trwania drugiej wojny światowej do niemieckiego Korsche trafili liczni polscy, ukraińscy i czescy robotnicy przymusowi. Przy dworcu kolejowym stał wtedy specjalny barak, w którym dokonywano wstępnej selekcji i skierowań do robót. Znaczną część zwleczonych ludzi stanowiły młode dziewczęta.
Cóż jednak szczególnego może łączyć leżącą w powiecie bolesławieckim wieś z tak odległym zakątkiem Polski ? Otóż okazało się, że po sześćdziesięciu sześciu latach od zakończenia drugiej wojny światowej - dzięki skrupulatnemu przechowywaniu znalezionego dokumentu przez mieszkającą w Starej Olesznej Panią Ewę Juźwicką – światło dzienne ujrzał niezwykły pamiętnik. Ów wykonany z lichej tekturki i przewiązany starym ozdobnym sznurkiem sztambuch przeleżał grubo ponad pół wieku gdzieś w zakamarkach strychu zapomniany i narażony na zniszczenie. Dzisiaj nikt nie wie, jak trafił w rejon tak odległy od miejsca powstania.
Wpisów do niego dokonywano na niewielkich karteczkach, zapewne znajdywanych w jakiejś makulaturze. Następnie wklejano je na tekturowe stroniczki. Ich treść nie odbiega od znanych, pamiętnikowych sloganów. Jednak tu mają one wymowę szczególną – są upamiętnieniem losów młodych Polek, wysłanych do pracy przymusowej na obczyznę. Wśród notatek jest też jedna, wykonana w języku rosyjskim.
Wszystkie zapisy pochodzą z ostatnich miesięcy 1944 roku. Zbliżał się wtedy nieuchronnie kres brunatnego „wodza” i jego „tysiącletniej” Rzeszy. Czy nadchodzącą wolność czuły polskie niewolnice ? W odnalezionym sztambuchu nie ma wzmianek na ten temat. Trudno jednak oczekiwać, by ktokolwiek - świadomy stałej inwigilacji i możliwości oskarżenia pod byle pozorem o działanie na szkodę III Rzeszy - miał odwagę o swoich nadziejach pisać ...
Bez odpowiedzi pozostanie pytanie, czy o istnieniu pamiętnika wiedzieli Niemcy. Wszak musiał on być gdzieś przetrzymywany, a nieszczęsne kobiety nie miały stworzonej żadnej sfery prywatności. To, że wierszyki umieszczano najpierw na różnych karteluszkach może wskazywać, iż potajemnie dostarczano je właścicielce sztambucha, a ta dopiero wklejała otrzymane teksty do książeczki.
Jak dokument ten trafił do Starej Olesznej ? Zajmujący się historią Korsze miejscowy znawca dziejów tego miasteczka twierdzi, że niektórzy Niemcy, opuszczający tą miejscowość kilka miesięcy przed wkroczeniem Rosjan i udający się w bardziej bezpieczne obszary, zabierali swoich robotników. Tak mogło być w przypadku właścicielki pamiętnika. Jednak to tylko przypuszczenie.
Po latach – bez względu na drogę, jaką przebył sztambuch – wzruszające są proste, niewyszukane zapisy, z których jeden mówi :
Życie jest krótkie, idące przez fale i burze
Młodość piękna, kwitną w niej maki i róże
Pamiętaj jedno, że z Bogiem cel życia twego
Wiara, Ojczyzna – i miłość bliźniego…
To krótkie życie osób wpisujących się w tak dramatycznych okolicznościach niewiele zapewne miało wspólnego z piękną młodością. A ile z nich przeżyło ostatnie dni wojny, jakie były dalsze losy właścicielki pamiętnika i jej przyjaciółek – pozostanie chyba na zawsze tajemnicą.