Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Śmiertelne spotkanie

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Od pierwszych, powojennych lat minęło grubo ponad pół wieku. I jak to zawsze bywa po upływie tak długiego okresu czasu – w pamięci przybywających wtedy na teren naszego powiatu Polaków zbladły wspomnienia o licznych, istotnych wydarzeniach, jakie rozgrywały się w owych pionierskich dniach na bolesławieckiej ziemi. Zresztą wielu spośród tych, którzy byli ich świadkami jako osoby w pełni dojrzałe – zakończyło już swój doczesny żywot, zaś ówcześni nastolatkowie mają dzisiaj za sobą jego większą część.

Zdominowani kłopotami codziennej egzystencji głównie jej poświęcają uwagę – chociaż zapewne niejednokrotnie wracają myślami do swojej młodości, wspominając jej ciekawy, czasem dramatyczny klimat – a zwłaszcza do tych z przeżytych momentów, które pozostawiły na zawsze trwałe, bolesne zadry w ich świadomości…

Tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej szosą biegnącą na północ od skrzyżowania z głównym traktem Bolesławiec-Zgorzelec nieśpiesznie jechał wyładowany balami sosnowymi wóz, ciągniony przez parę koni. Zaprzęg minął już niestrzeżony przejazd kolejowy torowiska Nowogrodziec-Zebrzydowa i zmierzał powoli w kierunku pierwszych domów części wsi, zwanej ogólnie Zebrzydową Stacyjną. Fakt, że z położonego opodal drogi lasu wynurzyły się jakieś uzbrojone postacie, nie wzbudził wielkiego zaniepokojenia wśród powożących. Bardzo szybko rozpoznano też w nadciągających osobnikach sowieckich żołnierzy. Dwóch z nich zresztą wkrótce zawróciło i ponownie zniknęło pomiędzy drzewami, chroniąc się w zaroślach, z których wcześniej wyszli.

Nie wiadomo, czy tam pozostali i z ukrycia obserwowali przebieg wypadków, w każdym razie więcej się nie pokazali - natomiast trzeci podszedł do jadących i zatrzymał ów skromny transport, zmierzający do miejsca składowania drewna - czyli dysponującego bocznicą placu, wytyczonego na zapleczu miejscowej stacji kolejowej.

Wozem wypełnionym ściętymi pniami jechali trzej młodzi Polacy – Jan i Ludwik Izydorczyk oraz powożący zaprzęgiem Andrzej Sałek. Bracia Izydorczykowie mieszkali wtedy w Kierżnie, zwanym w owym czasie Hermanówką, zaś Sałek pochodził z Brzeźnika. Żołnierz – jak się miało okazać, sowiecki oficer, bywający wcześniej w  miejscowej knajpie - podszedł do wozu i wyglądało na to, że jedynie chciał zapalić, a chyba nie miał swojej „machorki”.

Poczęstowany papierosem długo i spokojnie, nie zdradzając żadnych złych zamiarów rozmawiał o czymś z jednym z braci, siedzącym z tylu wozu. Potem nieoczekiwanie uniósł posiadany automat i naciskając na język spustowy broni wypuścił serię pocisków w przerażonego chłopaka, który nieświadom niebezpieczeństwa wcześniej dość swobodnie z nim dyskutował.

Słysząc łoskot wystrzałów Polacy siedzący na przedzie wozu zeskoczyli z niego i zaczęli się chować za wiezionymi pniami. Sałek błyskawicznie zaryzykował, podjął szaleńczy bieg do lasu i tam schronił się w krzakach. Ta decyzja ocaliła jego życie. Drugi chłopak, uciekający wokół wozu i goniony przez Sowieta, został wkrótce kilkakrotnie trafiony i zginął od kul.

Strzały przy drodze zaalarmowały funkcjonariuszy placówki Urzędu Bezpieczeństwa, zainstalowanej w którymś z domów Zebrzydowej. Pobiegli oni na miejsce, gdzie morderca chłopców usiłował wyprząc konie. Robił to jednak nieumiejętnie, nie wiedział chyba, że trzeba zdjąć całe chomąto, próbował je więc rozwiązać. Widząc nadciągających, uzbrojonych ludzi nie zareagował na ich wezwania. Z posiadanego automatu zaczął się ostrzeliwać. Wymiana ognia trwała aż do wyczerpania posiadanej przez niego amunicji.

Według krążących później relacji Rosjanin został trafiony w brzuch. Wezwany wojskowy patrol sowiecki przybył po jakimś czasie, jednak nie udzielił pomocy rannemu, natomiast pozwolił na jego długie konanie. Potem ciało oficera – jak twierdzono, dezertera – wrzucono na samochód i odjechano z miejsca wydarzenia.

Andrzej Sałek niechętnie mówił o tym wydarzeniu za życia, czas był niesprzyjający takim wypowiedziom. Bardzo źle widziano wszystko to, co w kiepskim świetle ukazywało „bratnią” sowiecka armię.

Przekazaną za życia przez ojca relację zachował w pamięci jego syn. Dzięki temu mogła ona po latach ujrzeć światło dzienne …

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl