Na rozłożonych stołach, jak zapewniają handlarze każdy znajdzie coś dla siebie. Większość zgromadzonych dziś w okolicach Rynku pasjonatów sztuki, zbieractwem trudni się od lat, bardziej z umiłowania dla tego, co przeminęło niż z czystej chęci zarobkowania. Takie spotkania to doskonała forma spędzenia niedzielnego przedpołudnia oraz możliwość podzielenia się wiedzą na temat zdobyczy.
Pan Andrzej z Nowej Soli w Bolesławcu jest po raz 20. Jego zdaniem Bolesławiec jest wspaniałym miejscem - „centrum” kolekcjonerów z Dolnego Śląska. Tym razem przywiózł ze sobą miniaturę buteleczki na likier pochodzącej z wytwórni Hugo Reinholda z lat 30 oraz porcelanową figurkę młodzieńca pochodzącą z 1890 roku z wytwórni Marty Krauze, oznakowanej odpowiednio kartuszem herbowym.
- Rzeczy te zasługują na uwagę głównie dlatego, że jest ich mało. W przypadku buteleczki jest to czwarty taki eksponat, ręcznie malowany – powiedział pan Andrzej. – Jeśli chodzi o figurę – również jest ich niewiele. Tak na prawdę w okolicach Wałbrzycha bardzo późno Muzeum Świdnickie zaczęło gromadzić te eksponaty.
Oprócz przedmiotów użytkowych wśród „perełek” pana Andrzeja znalazły się również obrazy. Rodzina winiarska z Nadrenii, z Reinland – Pfalz wykonana i uwieczniona tzw. suchymi pastelami oraz Reduta Biedermayerowska z 1840 roku zasługują na szczególne zainteresowanie miłośników sztuki.
To trzeba kochać, z tego nie da się wyleczyć
Wśród kolekcjonerów można było spotkać pasjonatów z całego województwa.
Emerytowany górnik z Lubina w swojej kolekcji ma klamki, dzwoneczki, dawne drzwiczki od kominków i piecy, kolekcję dzwonków, rolnicze elementy, baniaki do gotowania oraz wojskowe hełmy. Od 12 lat trudnienie się zbieractwem jest jego pasją. Z trudem decyduje się czasem na sprzedanie części ze swych eksponatów. Jak przyznaje praca, która się trudni jest często żmudna ale kocha to co robi.
- To trzeba kochać, to gorsze niż choroba, z tego nie można niego wyleczyć – tłumaczy.
Jak zauważył obecnie da się wyczuć pewien trend według , którego ludzie decydują się coraz częściej na nabywanie rzeczy związanych z ich przeszłością.
- Ludzie dziś cieszą się, że mogą wrócić do przeszłości. Kupują rzeczy przypominające im młodość. Są to ręcznie wykonane gwoździe i stare zawiasy – tłumaczy mężczyzna. - Ludzie wracają do prymitywu i prostoty. Polecam stary samowar, co prawda uszkodzony, ale można przywrócić mu dawne życie.
Jak się okazuje miłośnik sztuki wcale nie musi być bogaty. Za wymienione wcześniej eksponaty zapłacić trzeba średnio 150 za każdy z osobna. Sumę 150 zł przekracza tylko 23 kilowy dzwon, który przebył drogę z Warszawy przez Wrocław do Bolesławca. Sama kolekcja dzwonków miłośnika sztuki z Lubina liczy 400 dzwonków. Najcięższy wazy 40 kg. Być może następnym razem znajdzie się również w Bolesławcu.