Co bardziej niefrasobliwi wielbiciele uganiania się za prawdziwkami i innymi kapeluszastymi darami kniei beztrosko zastawiają swoimi gablotami wyjazdy z leśnych traktów, ba, zdarza się, że nawet w głębi boru tu i ówdzie błyszczy lakier wypieszczonej karoserii jakiegoś samochodu, stanowiącego własność i przedmiot dumy wyjątkowo nieczułego na wszelakie zakazy kierowcy. Zaszokowana inwazją zwierzyna w dzikiej panice usiłuje wycofać się do znanych sobie ostępów, jednak - ku zgrozie przerażonych odyńców tudzież loch, saren i jeleni - najbardziej oddalone od rozwrzeszczanej cywilizacji mateczniki także rozbrzmiewają radosnymi okrzykami pań i panów oraz towarzyszącej im dziatwy, gromkim hałasem zwiastujących wszelkiemu stworzeniu fakt swego istnienia.
Warto więc może przypomnieć, że już w roku 1638 dziedzic z Suszek postanowił utworzyć rezerwat łowiecki. Trudno przypuszczać, że za jego szlachetną decyzją stało tylko szczególne umiłowanie leśnej zwierzyny, zapewne w ten sposób zabezpieczał on przede wszystkim atrakcyjny „towar” na ekskluzywne polowania.
Tak czy inaczej, podszedł jednak do realizacji tego zamierzenia bardzo poważnie i z uwzględnieniem wszelkich prawnych aspektów. Wystąpił więc do Rady lwóweckiej z wnioskiem o przyznanie mu fragmentu należącego do niej lasu, na co otrzymał zgodę. Nie ma zbyt wielu informacji, jak długo ów rezerwat działał – ani też, jakie były z jego istnienia „ekologiczne” korzyści.
Wyraźnym i dość powszechnym odniesieniem do „myśliwskiej” przeszłości bolesławieckiej ziemi są natomiast nawiązujące do łowiectwa, funkcjonujące tu niegdyś nazwy miejscowe, nadawane wzniesieniom terenowym, przecinkom leśnym i uroczyskom. Można więc na starych mapach znaleźć Kogucie Góry, Kurze Góry, kilka Lisich Gór, Kozie Grzbiety, Ogrody Dzików, Góry Dzików oraz Świńskie Pola.
O ile użycie w tego typu mianach słowa „lis” lub „dzik” nie budzi wątpliwości co do podstawy ich nadania, to w przypadku „kogutów”, „kur”, „kóz” czy „świń” należy jedynie z dużym prawdopodobieństwem domniemywać, iż chodzi tu o koguty i kury leśnych kuraków, kozy sarny i dzikie świnie – czyli po prostu dziki… Trudno bowiem przypuszczać, by zatopionym w borach miejscom nadawano imiona, wzięte tak sobie od domowego drobiu i trzody chlewnej.
Niegdyś w okolicznej kniei żyły zarówno głuszce, jak i cietrzewie, a grubszą zwierzynę łowną reprezentowały jelenie, daniele, sarny, dziki, lisy, zające i borsuki. Nie brakowało tu także drobniejszych gatunków, „użyczających” człowiekowi swoich futerek. W bardziej odległych czasach zdarzały się niedźwiedzie, a nad błyszczące wodnymi oczkami, zdradliwe topieliska przywędrowywały sporadycznie nawet łosie. Jeszcze w roku 1700 podczas polowania w Pstrążu strzelono w okolicznych lasach dwadzieścia dziewięć wilków.
Gdy nastąpił czas planowej gospodarki łowieckiej - zarówno w głębi borów jak i na śródpolnych remizach zaczęto stawiać lizawki i paśniki. Niektóre z nich wyposażono nawet w niewielkie piwniczki, służące zapewne magazynowaniu brukwi bądź ziemniaków, zbieranych z poletek uprawianych w kniei. Gromadzono też zapasy żołędzi, liściarki oraz nasion zbóż.
Jak się można zorientować oglądając stare ryciny w dawnych wydawnictwach łowieckich – niemal wszystkie duże paśniki posiadały obszerne „stryszki”, umożliwiające przechowywanie w nich siana tudzież całych snopków owsa. Najbardziej okazałe i trwałe punkty wykładania karmy nosiły specyficzne nazwy, umieszczane także na oficjalnych mapach.
Oczywiście gospodarka ta, zapewniająca utrzymanie pożądanego pogłowia dzikiej zwierzyny - co z kolei pozwalało na organizację atrakcyjnych polowań - służyła głównie możnym tej ziemi. Wzniesione w prywatnych lasach leśniczówki i puszczańskie wartownie stały na straży nietykalności nie tylko pańskich jeleni, saren czy dzików, ale także bardzo często runa, a nawet zalegającego ściółkę chrustu, nie mówiąc już o drewnie.
Dzisiaj większość lasów stanowi ogólnodostępne dobro narodowe, które jednak tym bardziej wymaga szczególnego traktowania przez wszystkich, zapuszczających się w głąb dorodnych drzewostanów. Niestety, ilość śmieci pozostawianych nawet w najbardziej urokliwych zakątkach puszczy przeraża, a są i tacy barbarzyńcy, którzy potrafią wywozić do borów całe wywrotki resztek „produktów”, zbędnych już w ich „cywilizacji”.
Czy porzekadło „nie było nas, był las - nie będzie nas, będzie las” jest aby nadal aktualne ? …