Miejska Biblioteka Publiczna im. Cypriana Kamila Norwida w Bolesławcu w dość niekonwencjonalny sposób przygotowała spotkanie autorskie z Krzysztofem Petkiem - reportażystą, autorem powieści sensacyjno-przygodowych z serii: „Porachunki z przygodą”, „Czarny Kufer”, „Operacja Hydra” czy „Gra”. Organizatorem wypraw i szkół przetrwania z dziećmi z osiedla Kościuszki.
- Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na takie spotkanie, dedykowane troszkę innemu środowisku. Najpierw chcieliśmy pokazać, że można się dobrze bawić, jak wygląda bezpieczna przygoda, tak żeby nie zrobić sobie krzywdy, a jednocześnie przeżyć jakąś tam dawkę adrenaliny i w taki sposób zachęcić do lektury książek przygodowo-sensacyjnych – mówi Halina Majewska, dyrektor MBP.
- I taką osobą wspaniałą, która łączy i jedno i drugie jest pisarz Krzysztof Petek. Odwiedza Bolesławiec po raz drugi, ale w tak niekonwencjonalny sposób zorganizowane spotkanie, jest u nas przynajmniej w Bolesławcu po raz pierwszy – dodaje.
Na co dzień większość dzieciaków siedzi przy komputerach, albo się nudzi, tym razem było inaczej. Pod okiem fachowca „polowały na przygodę”.
- Pokazuję dzieciom przygodę. Nie przez pryzmat książek, a przez pryzmat działań, wprowadzając niejako kuchennymi drzwiami do książek. W Bolesławcu jest to nowa rzecz, ale od 8-10 lat robię tego typu spotkania autorskie - mówi Krzysztof Petek. - Nie tylko grzecznie przychodzę i opowiadam o książkach, ale niegrzecznie pokazuję co się w książkach dzieje – dodaje.
I tak jak bohaterowie książek Krzysztofa Petka, dzieci z osiedla Kościuszki, podczas „Polowania na przygodę” musiały być pomysłowe i samodzielne. Przygotowywały więc chlebek traperski, potem naklejały go na kij i piekły nad ogniskiem.
- Już w lesie nie umrę z głodu, bo umiem zrobić sobie sam chleb – pochwalił się Paweł Gumiński.
Po posiłku czekały kolejne wyzwania. Jazda terenowym land-roverem i pokonywanie okolicznych wertepów. Przejście po moście linowym zawieszonym na wysokości I piętra.
Niektórzy nawet próbowali z niego spaść, ale z takiego mostu po prostu spaść się nie da, oczywiście w odpowiednim ekwipunku i z asekuracją, chociaż emocji było moc, tak jak podczas „tyrolki”.
- Zrobiliśmy „tyrolkę”, czyli zjazd na linie. Każdy z młodych ludzi, którzy tutaj się pojawili, mieli okazję tego doświadczyć. Z dołu wszyscy mówią prościutkie , z góry wygląda to trochę inaczej. No ale trzeba spróbować raz, żeby wiedzieć jak to jest – mówił pisarz.
A do sprawdzenia jak to jest, chętnych było wielu i żaden z uczestników „Polowania na przygodę”, przynajmniej nam się nie przyznał, żeby odczuwał choć odrobinę lęku.
- Podobało mi się zjeżdżanie i wcale się nie bałem – mówił 5-cio letni Piotruś Mazur.
Nie bał się też Paweł Siedlecki, który na co dzień porusza się na wózku inwalidzkim.
- Podobało mi się, nie bałem się było fajnie – mówił Paweł.
Tego typu zajęcia, wchodzą w zakres zajęć ratunkowych, które Krzysztof Petek prowadzi już od ponad dwudziestu lat, ale jak mówi „nie jest to zabawa w wojsko”.
- Jest to zestaw działań, które dają ludziom wiarę w to, że można w sytuacjach trudnych, krytycznych, czy niebezpiecznych naprawdę skutecznie ratować siebie i innych, a nie stać jak kołek i czekać jak przyjadą strażacy, policjanci, pogotowie - mówi organizator szkoły przetrwania. - Oni nie są zawsze i wszędzie. Nie zawsze trzeba czekać, można działać, ale trzeba używać najważniejszego narzędzia – mózgu, cała reszta to tylko dodatki i to staram się pokazać i w czasie zabaw linowych i w czasie działań przy ognisku – dodaje.