Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Puszczyk

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Spory las, rozciągający się na południe od Bolesławca po obydwu stronach szosy, wybiegającej z miasta w kierunku Lwówka - między innymi opodal Bożejowic i Otoku skrywa zapuszczone pozostałości kilku niewielkich stawów hodowlanych. Dawniej wszystkie te zbiorniki wypełniała woda, obecnie część z nich zamieniła się w grzęzawiska, a suche od dziesięcioleci niecki innych porastają drzewa.

O tym, że przed laty funkcjonowały tam śródleśne akweny przypominają usypane niegdyś groble, udekorowane ogromnymi, pomnikowymi świerkami i dębami. To właśnie te puszczańskie olbrzymy świadczą najlepiej o bardzo odległej w czasie, przebrzmiałej historii owych zapomnianych obiektów.

Imponujące wielkością drzewa stoją także nad stawem zlokalizowanym najbliżej Otoku. Swoimi rozgałęzionymi konarami tworzą doskonałe warunki do bytowania w nich wszelkiego ptactwa. Powstałe w wiekowych pniach dziuple dawały niejednokrotnie schronienie puszczykom.

Ten dość pospolity gatunek sowy jest ptakiem drapieżnym, żywiącym się wszelaką „drobnicą” - myszami, kretami, ryjówkami, czasem szczurami i innymi gryzoniami, nie pogardza jednak także – zwłaszcza gdy nie ma innych zdobyczy - dżdżownicami, żabami, ptakami tudzież rybami, a nawet mięczakami, owadami i skorupiakami. By zaspokoić swoje potrzeby życiowe poluje zwykle o zmierzchu i w nocy.

Trudno powiedzieć, jak doszło do tego, że w rzeczonym stawie znalazły się dwa maleńkie, przypominające pierzaste kulki pisklaki puszczyka. Jedno z nich wpadło wprost do wody i szybko zapewne utonęło, jego niewielkie, okryte zmokniętym puchem ciałko tkwiło wciąż pomiędzy tatarakami. Druga sówka zawisła w splątanych łodygach trzcin przybrzeżnych i powoli dogorywała. Przypominała dziwną maskotkę, wykonaną z szarego pierza i ogromnych, przerażonych oczu, w których pełgały żółtawe ogniki. Maleństwo wyłuskiwane ze śmiertelnej pułapki nawet nie próbowało się bronić, wydawało jedynie żałosne dźwięki, przypominające ciche syczenie. Umieszczone na dnie plecaka, odpowiednio usztywnionego gałązkami, wczepiło się w zwiniętą koszulę flanelową, stanowiącą na czas powrotu do domu namiastkę gniazda.

Nastał żmudny okres rekonwalescencji młodego puszczyka. Jego lokum urządzono w wieży, której baniasty, dachówkowy hełm od wewnątrz oparty był na solidnej konstrukcji, wykonanej z licznych belek. Całość idealnie nadawała się na sowi dom. Niestety, podawane rosnącemu ptakowi „sklepowe” mięso zapewne nie zaspakajało w pełni potrzeb jego organizmu. Sowa miała więc mizerne upierzenie, była wyraźnie przybita i słaba. Któregoś dnia jako pożywienie dostała kilka niewielkich żab. Połknęła je natychmiast w całości, i wkrótce wyraźnie się ożywiła. Po podaniu jej kilku myszy tudzież kolejnych płazów - zaczęła gwałtownie rosnąć i zmieniać „sposób bycia”. Na powitanie człowieka groźnie syczała, przysłaniała oczy błonami i straszyła rozkładaniem skrzydeł. A te stawały się coraz bardziej mocarne…

Wkrótce należało więc rozpocząć naukę lotów. Ptaszysko wynoszone na pobliską łączkę na skórzanej rękawiczce wczepiało się jednak w rękę, zwykle przebijając szponami rachityczne w istocie zabezpieczenie i boleśnie raniąc nauczyciela. W trakcie jednej z takich wieczornych lekcji doszło do prawdziwego ujawnienia charakteru leśnego drapieżnika. Przypadkowo spotkana kobieta, zainteresowana najwyraźniej siedzącym potulnie na rękawicy ptakiem podeszła bliżej i zamierzała czule go pogłaskać. Kiedy tylko zbliżyła dłoń do jego głowy, ten nagle rozpostarł na całą szerokość skrzydła, machnął nimi i potężnie ugodził dziobem przyjaźnie wyciągniętą niewieścią kończynę. po czym groźnie zasyczał. Przerażona pani gromko wrzasnęła i nadzwyczaj pospiesznie opuściła tak niewdzięczne towarzystwo…

Początkowo wszelkie zachęty do podjęcia lotów nie pomagały. Dopiero sadzanie puszczyka na końcu wysokiej żerdzi, podnoszenie go do góry i prowokowanie do jej gwałtownego opuszczenia poprzez wyrwanie spod jego nóg owego oparcia zmuszało ptaszysko do podjęcia pierwszych szybowań. Ale wtedy obudził się w nim też prawdziwy instynkt drapieżcy. Gdy przez otwarte okno wieży do jej wnętrza wpadł wróbel, o jego nadzwyczaj krótkim w niej żywocie świadczyły po kilkunastu minutach resztki piór podwórkowego nieszczęśnika i znaleziona nieco później sowia wypluwka.

Mimo pozostawienia otwartego okna puszczyk długo nie zamierzał uchodzić na wolność. Siadywał za to chętnie na parapecie i groźnie spoglądał w dół. Aż którejś nocy nagle zniknął. Czy wrócił do lasu, którego tak naprawdę nie znał ? Zapewne, chociaż czasami z pobliskiego, samotnego świerka wieczorami dobiegało charakterystyczne klepanie dziobem i syczenie. Może w ten sposób chciał przypomnieć o swoim istnieniu – ale w wieży więcej się nie pokazał…

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl