Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Nad Bobrem

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Kiedy w lutym 1945 roku pod gwałtownymi uderzeniami sowieckich związków pancernych niemieckie pododdziały 6 Dywizji Grenadierów Ludowych, sformowanej parę dni wcześniej w Chocianowie z resztek 6 Dywizji Piechoty i niedobitków różnych niemieckich związków, wspierane działami pancernymi Hetzer cofały się od Trzebienia na południe wzdłuż linii Bobru - wielokrotnie w szeregach niemieckich dochodziło do nieporozumień i zamieszania.

Nie wszystkie bowiem nazistowskie formacje z jednakowym uporem i determinacją chciały nadal walczyć z potężnym przeciwnikiem o przedłużenie agonii III Rzeszy. Znaczna część – o ile nie większość hitlerowskich żołnierzy zdawała sobie sprawę z beznadziejności ich oporu. Ci, którzy mimo tej świadomości nadal uporczywie trwali na stanowiskach, nie liczyli już na zwycięstwo. Z pola bitwy znikali więc od czasu do czasu nie tylko pojedynczy obrońcy, uchodzący na własną rękę lasami jak najdalej od linii frontu, „gubiły” się również zwarte grupy bojowe. Nie pomagało to, że ujawnione dezercje karano natychmiast z całą bezwzględnością.

Tak było miedzy innymi w okolicach Tomaszowa, gdzie 10 lutego po południu zmotoryzowane kolumny sowieckie, wsparte czołgami natarły na prawe skrzydło 6 Dywizji Grenadierów Ludowych. Jej dowództwo postanowiło jednak podjąć zdecydowany kontratak. Powodzenie tego militarnego przedsięwzięcia miała zapewnić – a przynajmniej wydatnie wspomóc - kompania Hetzerów fanatycznego i zdolnego oficera, podporucznika Jozefa Dallmeiera. Dowodził on podobnymi sobie, zaprawionymi w bojach i zdecydowanymi na wszystko żołnierzami, miał też do dyspozycji stosunkowo dobry sprzęt – niewielkie samobieżne działa.

Warto w tym miejscu parę słów poświecić tym pojazdom. Nazywano je niszczycielami czołgów - i w istocie taką właśnie funkcję spełniały one w niemieckiej armii. Łatwość produkcji tych maszyn, ich niezwykle niska, przysadzista sylwetka i mocno pochylone płyty korpusu sprzyjały rykoszetowaniu uderzających w pancerz pocisków. W końcowym okresie wojny najważniejszym mankamentem Hetzerów było natomiast stosunkowo słabe działo - 7,5cm PaK 39 L/48.

Do budowy niszczyciela wykorzystano konstrukcję starego, pochodzącego jeszcze z początku wojny podwozia czeskiego czołgu, w niemieckim nazewnictwie określanego mianem PzKpfw 38(t). Tania, masowa produkcja pojazdu od kwietnia 1944 do maja 1945 wyniosła niemal 2600 wozów. Odbywała się ona głównie w czeskich zakładach Škody. Ciekawostką jest to, że aż do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku produkcję kontynuowała Czechosłowacja, wypuszczając niszczyciele pod nazwą ST-1, a pojazdy te służyły także do lat siedemdziesiątych w armii Szwajcarii - jako G-13.

Podwładni Dallmeiera rzeczywiście potrafili walczyć do końca… Kontratak postanowiono poprzedzić skromnym z konieczności przygotowaniem artyleryjskim, konkretnie ogniem sześciu lekkich haubic polowych, które w zamieszaniu przypadkowo pojawiły się w okolicy. Ale nawet tak mizernego ostrzału artyleryjskiego nie było. Przed wieczornym atakiem niemieckiego batalionu wspomniane działa jak się nieoczekiwanie pojawiły - podobnie też zniknęły. Można tylko sobie wyobrazić zaskoczenie i wściekłość niemieckiego dowództwa... Poszukiwanie zaginionych haubic trwało trzy dni. Hitlerowski atak mimo braku wsparcia artyleryjskiego – a może właśnie z powodu jego braku - zaskoczył Rosjan, którzy w walce stracili sześć czołgów i wiele ciężarówek…

Bardzo podobne wydarzenie - gdy idzie o znikanie niemieckich oddziałów z linii frontu - odnotowano na skraju obrony Bolesławca. Tu północnego jej odcinka miał bronić batalion policyjny. Tenże jednak w nocy z 10 na 11 lutego opuścił swoje stanowiska i przepadł bez wieści.

Jeszcze inne „zniknięcie” – a raczej pozorowane samozniszczenie - miało miejsce w okolicach Krępnicy. Tam po południu 11 lutego broniąca wsi bateria Heimat-Flak-Abt, najprawdopodobniej nie próbując nawet z posiadanymi armatami ujść przez lasy, rzekomo wysadziła swój sprzęt i porzuciła pozycje. Jak było naprawdę, nie wiadomo, ponieważ Rosjanie twierdzili, że zdobyli aż siedem nieuszkodzonych dział tej jednostki. Co do dowódcy baterii – ten przerażony swoim czynem po przedarciu się przez puszczę do Kliczkowa popełnił tam samobójstwo.

Wiele jeszcze krwi popłynęło, nim wreszcie padła upiorna III Rzesza. Tam, gdzie pod Krępnicą, Tomaszowem czy Trzebieniem dochodziło do opisanych wypadków, w ziemi ciągle drzemią pordzewiałe odłamki pocisków i resztki rozbitych pojazdów. I zapewne jeszcze przez kolejne lata będą ponurym świadectwem tamtych tragicznych dni…

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl