Pytają o oddział ratunkowy, który miał ruszyć – i przynosić dochody – z początkiem lipca, a końca remontu nie widać. Chcą sprawiedliwego dla wszystkich systemu wynagradzania. Lekarze chcą, ale boją się o swoich żądaniach i wątpliwościach mówić oficjalnie. Niektórzy z nich twierdzą, że środowisko medyczne w Bolesławcu jest straszone zwolnieniami z pracy. Dlatego boją się mówić.
Lekarze wystosowali do władz powiatu list otwarty, w którym spisali wszystkie swoje wątpliwości i roszczenia. List przedostał się do mediów. I chociaż podpisało go ponad 20 z 40 zatrudnionych w ZOZ medyków, nikt nie che o liście rozmawiać oficjalnie, a wyłącznie anonimowo. - Nie ma wśród nas żadnej jedności – mówi nasz informator, lekarz z wieloletnim stażem w szpitalu. - Jedni donoszą na drugich licząc na podwyżkę wynagrodzenia i zaskarbić sobie przychylność zwierzchników.
Doktor mówi o rażących dysproporcjach w wysokości wypłat dla lekarzy pracujących w szpitalu od lat, w stosunku do tych zatrudnianych przez obecną dyrektor i wskazanych jeszcze przez aresztowanego Piotra Demarczyka (były dyrektor do spraw restrukturyzacji i lecznictwa).- Lekarz po wielu latach pracy zarabia średnio 4 – 5 tysięcy złotych brutto z dyżurami – opowiada nasz rozmówca. - O wysokości wynagrodzeń dla nowych, zatrudnianych na nieistniejącym oddziale ratunkowym krążą w szpitalu mity. Mówi się o kwotach rzędu 20 – 30 tysięcy złotych brutto. Stary personel nawet ich nie zna. Pacjenci przychodzą ze skierowaniami na badania od lekarza i dopiero z pieczątki dowiadujemy się, że to jest ktoś od nas. Lekarze ci zatrudnieni są na oddziale, którego nie ma i generują koszty.
Fot. Ilona Parejko
Piotrowi Demarczykowi udało się to, co sobie zaplanował. Kiedy pojawił się w Bolesławcu obiecywał, że rozbije miejscową klikę lekarzy. Rozpoczął proces zatrudniania lekarzy i ordynatorów spoza miasta. „Starym” wytykał kolesiostwo, znajomości, niezdolność do egzekwowania dyscypliny od kolegów i nadmierne towarzyskie układy. Były dyrektor siedzi w areszcie i czeka na proces. Jest oskarżany m.in. o posługiwanie się fałszywymi dokumentami, oszustwa i próbę wyłudzenia pieniędzy. Dyrektorem w Bolesławcu został bez konkursu. Nikt też nie sprawdził jego zawodowych kompetencji. Doktor zdążył zainkasować dwie wypłaty. Mówi się o około 40 tysiącach złotych. Wiadomo tylko, że godzina pracy doktora Piotra kosztowała ZOZ 23 złote. Co ciekawe, dyrektor Fuchs i starosta nie potępiają wszystkich pomysłów Demarczyka. Zakładają, że wiele z nich będą realizować. - Dyrektor Demarczyk nie miał prawa decydować o sprawach finansowych w szpitalu – mówi starosta, Cezary Przybylski. - Nie decydował o wyniku przetargów, nie kupował sprzętów. Pracował jako lekarz, dyżurował. Bezprawnie pobrał pieniądze jako lekarz ze specjalizacją. A takiej nie miał.
Być może szpital wystąpi na drogę sądową, aby pieniądze odzyskać. O liście otwartym rozmawiać nie chciał nawet Stefan Zbieg, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w Bolesławcu. Odmówił wszelkich komentarzy.