Jednak w ostatnich dniach dzięki uprzejmości kierownictwa zamku Kliczków zupełnie nieoczekiwanie otrzymano wraz z innymi historycznymi fotografiami również kilka zdjęć, wykonanych – jak należy domniemywać - przez osobę cywilną, która znalazła się na miejscu rozbicia trzynastu samolotów. Obrazują one nie tylko szczątki jednego ze zniszczonych wtedy bombowców, ale także kamień pamiątkowy, postawiony na miejscu upadku którejś z maszyn. Warto wiec może przypomnieć okoliczności całego zdarzenia.
Niemal dwa tygodnie przed napaścią hitlerowskich Niemiec na Polskę, 15 sierpnia 1939 roku nic nie zapowiadało mającej nastąpić tego dnia katastrofy. Pokazu precyzyjnego bombardowania niewielkiego celu, umieszczonego na świętoszowskim poligonie, miały dokonać z lotu nurkowego załogi cottbuskiego dywizjonu. Co prawda pogoda tego feralnego dla Niemców dnia była kiepska, bowiem nad lasami porastającymi teren ćwiczeń zawisły pasma mgły, jednak ostatecznie postanowiono przeprowadzić zaplanowany manewr. Dywizjon junkersów musiał wykonać bombardowanie zwartą formacją. Do pokazu użyto ćwiczebnych betonowych bomb, posiadających specjalne gniazda, w których zainstalowano świece dymne. Po uwolnieniu tych cementowych „cygar” z zaczepów samolotu powstające za nimi smugi pozwalały na ocenę skuteczności ataku.
Na wieży obserwacyjnej pojawili się wysocy rangą niemieccy oficerowie Luftwaffe, generałowie Wolfram von Richthofen, Hugo Sperrle i Bruno Loerzer. Dywizjonem dowodził kapitan Walter Singel, doświadczony pilot, wielokrotnie wcześniej wykonujący podobne ćwiczenie. Wkrótce nadlatujące nad cel maszyny przeszły do lotu nurkowego i z ogłuszającym rykiem błyskawicznie runęły w dół. Śledzący pokaz oficerowie z przerażeniem stwierdzili nagle, że junkersy niebezpiecznie zbliżają się do porastających teren krzewów i dopiero tuż nad nimi usiłują wyjść z nurkowania. Udało się to tylko jednemu pilotowi - samemu kapitanowi Sigelowi, którego bombowiec nad samą ziemią wyszedł z szaleńczego lotu, pozostałe aparaty jeden za drugim wbijały się w glebę, skąd natychmiast wzniosły się słupy dymu. Po katastrofie szukano przyczyn wypadku. Zwołany sad wojenny oczyścił z zarzutów dowódcę dywizjonu. Uznano, że jego błąd spowodowała mgła, a życie kapitana Sigela ocaliło jego doświadczenie. Nie zdążyli jednak podobnego manewru wykonać pozostali lotnicy, ginąc w rozwalonych szczątkach prowadzonych bombowców…
Na wspomnianych wcześniej zdjęciach oprócz dużej części wraku korpusu samolotu widać też jego różne oderwane po uderzeniu w ziemię fragmenty. Ciekawe jest to, że przy miejscu katastrofy widać hrabiego Friedricha Hermanna Heinricha Christiana Hansa zu Solms-Baruth, byłego właściciela zamku w Kliczkowie i rozległych terenów wokół tej imponującej rezydencji. Ludzie towarzyszący arystokracie to najprawdopodobniej jego leśnicy. Czyżby któraś z uczestniczących w katastrofie maszyn spadła aż na jego włości ?
Być może i na to pytanie uda się wkrótce znaleźć odpowiedź.