Dla wielu ludzi kolarstwo to nic innego, jak zwykła jazda na rowerze, nie wymagająca zbyt dużego wysiłku . Nudne zajęcie dla zabicia czasu. Dopiero przy bliższym przyjrzeniu się tej dyscyplinie można dostrzec coś więcej niż tylko jazdę. Marcin Strąg od 6 lat trenuje kolarstwo. Na swoim koncie ma kilka sukcesów. Dla niego sprawny i dobry rower ma ogromne znaczenie.
- O pierwszych zawodach, które odbyły się w Bolesławcu dowiedziałem się z plakatu w szkole, do której wtedy chodziłem. Było to jakoś w 2004 Roku. Na początku jeździłem sam, a później z kolegami, których poznałem w klubie Cyklosport. Mieliśmy treningi grupowe dla młodych kolarzy z doświadczonymi zawodnikami Grupy Kolarskiej Cyklosport Bolesławiec. Treningi najczęściej odbywały się w lesie i czasami na szosie. Można je nawet nazwać zabawą, w trakcie której uczono nas technik jazdy oraz rożnych sztuczek na rowerach. Wszystko czego się nauczyliśmy później przydawało się na zawodach – wspomina początki swojej przygody z kolarstwem górskim Marcin Strąg.
Teraz treningi młodego kolarza bardzo się zmieniły. Bolesławianin codziennie przeznacza klika godzin na jazdę na rowerze. Najpierw krótka rozgrzewka, a później część główna treningu, czyli jazda na ustalonym dystansie. Ostatnie 10-20 minut treningu to tzw. rozjazd polegający na uspokojeniu tętna i rozluźnieniu mięśni.O odpoczynku mowa jest dopiero po zakończonych zawodach.
- Codziennie wstaje bardzo wcześnie i jadę na 100 kilometrowy trening szosowy, a to wymaga ogromnego samozaparcia ze względu na nawierzchnię polskich dróg. W sezonie dochodzi nam dodatkowy trening techniki kolarstwa górskiego - na innym rowerze, w terenie – wyjaśnia Marcin. - Kolarz ma jedynie czas na przyjemności przez 2 miesiące po zakończeniu sezonu.
W każdym kolarzu można dostrzec jego determinację oraz siłę, która każe mu dawać z siebie wszystko. Dzień za dniem mkną przed siebie dziesiątki, a nawet setki kilometrów, zmuszają się do zmagania z bólem, własnymi słabościami, a nawet złośliwością sprzętu – tacy są prawdziwi kolarze. Szybka jazda, górskie wzniesienia do pokonania oraz ciągle biegnący czas, który uniemożliwia pełną regenerację organizmu w trakcie treningu i zawodów.
- Im lepszy sprzęt tym przyjemniej się uprawia ten sport, ale niestety dobry sprzęt jest drogi. Na początek jednak wystarczy średniej klasy rower i obowiązkowo kask! Ochrona głowy jest bardzo ważna, bo jeżdżąc w terenie jest się narażonym na upadki i inne przygody – upomina kolarz. – Ten sport jest niebezpieczny głównie dlatego, że jeździ się w terenie na trasach z trudnymi technicznymi zjazdami oraz ciężkimi warunkami, takim jak błoto czy kamienie do tego dochodzi jeszcze duża prędkość nawet do 50-60 km/h a czasem 80 km/h.
Marcin na swoim koncie ma tysiące przejechanych kilometrów. Ból, potężny wysiłek i ogromna wola walki pozwala przezwyciężyć to wszystko, by stanąć na mecie z podniesioną głową. Wśród oklasków, zdumienia, podziwu pojawia się satysfakcja z pokonania dystansu.
- Do moich sukcesów mogę zaliczyć 3 miejsce w klasyfikacji generalnej maratonów w 2005 roku. Wtedy też zdobyłem 3 miejsce na jednym z maratonów tego cyklu. W ubiegłym sezonie zdobyłem pierwsze miejsce w zawodach Cross Country w Złotoryi w kategorii Elita i to był mój największy wyczyn, z którego jestem najbardziej dumny – z uśmiechem mówi Marcin.
Wysokiej klasy rower sam nie pojedzie jeśli miłośnicy jazdy na rowerze zapomną o codziennych treningach oraz odpowiednio skomponowanej diecie. Niebezpieczeństwo, szybsze tętno i adrenalina to sprawia, że w Bolesławcu młodych kolarzy ciągle przybywa. Amatorzy kolarstwa często wspólnie wybierają się na dalekie rowerowe wyprawy.