- Doktor Ośko jest znakomitym chirurgiem i mam nadzieję, że z nami zostanie, ale oddział potrzebuje ordynatora - menażera, bo niewłaściwie zarządzany niepotrzebnie traci pieniądze z NFZ - mówi Piotr Demarczyk, dyrektor do spraw medyczny SP ZOZ, który przyjął dymisję doktora. Jana Ośkę zastąpi Tomasz Michalski, doktor nauk medycznych ze szpitala w Lwówku. Dyrektor Demarczyk twierdzi, że pod kierownictwem Michalskiego oddział chirurgiczny ma szansę na wyższy kontrakt z NFZ i na rozszerzenie zakresu zabiegów wykonywanych w Bolesławcu. - Pacjenci uciekali do Lwówka, bo na miejscu nie mieli szans na specjalistyczny zabieg - mówi Piotr Demarczyk. - Już nie będą musieli wyjeżdżać, zoperujemy ich w Bolesławcu i dostaniemy za to pieniądze z NFZ.
Większych pieniędzy nie będzie na pewno jeszcze w tym roku. Oddział musi się najpierw wykazać, aby NFZ zechciał podnieść stawki. - Z takimi zabiegami jakie oddział wykonuje do tej pory, nawet nie ma szans na renegocjację, a w NFZ śmieją się z nas - twierdzi Demarczyk. - Oddział nie może zajmować się głównie wyrostkami, przepuklinami i wrastającymi paznokciami. Doktor Ośko pytany o powody dymisji odpowiada, że nie mógł przysłuchiwać się plotkom na swój temat i nie zareagować. - Od dłuższego czasu w szpitalu huczało, że dyrekcja ma zamiar mnie wymienić, że w programie restrukturyzacji ZOZ mnie nie ma. Kiedy pytałem pana Demarczyka co ze mną będzie, ten kazał iść do dyrektor Fuchs, a ona zaś do Demarczyka. Przykro mi, że nie jestem już ordynatorem, ale nikt przecież nie jest przyspawany do stołka. Ja też.
Doktor Ośko chciałby zostać w szpitalu, ale nie wie, czy nowy ordynator zechce z nim współpracować. - Spodziewam się wypowiedzenia – mówi Jan Ośko. Były ordynator nie zgadza się również, aby dyrektor obciążał go winą za zbyt niski kontrakt. - Przecież kontrakty z NFZ negocjuje dyrekcja i powiat – mówi. Nowy ordynator oddziału chirurgicznego dostanie kontrakt, nie etat. Wysokość kontraktu okryta jest tajemnicą. Będzie miał prawo doboru personelu, w tym zespołu lekarzy. Będzie też szkolił młodych chirurgów. Dyrektor Demarczyk nie ukrywa, że system powoływania ordynatorów (dyrektorów również) spoza lokalnego układu jest lepszy niż obowiązujący dotychczas. - Nigdy nie uwierzę w to, że miejscowi będą w stanie cokolwiek egzekwować od swoich kolegów - mówi Piotr Demarczyk. - Wszyscy się znają na gruncie towarzyskim. Obowiązuje sieć wzajemnych zależności.
Sam Demarczyk przyjechał ze Zgorzelca, gdzie krótko pracował na oddziale ratunkowym. Jest lekarzem. Specjalizuje się w chirurgii głowy, szyi, otolaryngologii i w medycynie ratunkowej. W bolesławieckim szpitalu pracuje na dyżurach jako lekarz. Jego zdaniem, kontrakty są lepszym dla szpitala systemem wynagradzania ordynatorów. - Skoro jest etat i zagwarantowane pieniądze, to po co się starać, rozszerzać działalność – pyta dyrektor Demaryczyk. - W kontrakcie są zapisane obowiązki do wypełnienia przez ordynatora. Pieniądze dostanie tylko wtedy, kiedy wywiąże się z nich.
Istnieniu jakiejkolwiek kliki, czy lekarskiego spisku rządzącego szpitalem nie wierzy doktor Jan Ośko. - Tu pracują normalni ludzie, którzy zrobią wszystko, aby utrzymać szpital, a co za tym idzie miejsca pracy – mówi były ordynator chirurgii. - Po co mielibyśmy szkodzić szpitalowi, przecież tu pracujemy.
Nie jest tajemnicą, że w szpitalu szykują się zmiany, również na innych oddziałach. Zdaniem dyrektora, większość z nich ma żenująco niskie kontrakty z NFZ. - To nie są złe oddziały, ale muszą zmienić organizacje pracy – mówi Piotr Demarczyk. - Nie znaczy to wcale, że chcę wyrzucić wszystkich ordynatorów. Ale nasz szpital musi być konkurencyjny wobec innych placówek. Inaczej nie przetrwa.