Przypomnijmy. Tuż przed Bożym Narodzeniem (20 grudnia 2006), policjanci po służbie pojechali kupować choinki do leśniczówki w Osieczowie. Pojechali prywatnym samochodem, ale mieli przy sobie służbową broń, którą zgodnie z prawem powinni po pracy zostawić na komendzie. Z ustaleń prokuratury wynika, że w biurze leśniczówki, Tomasz Z. - policjant z kilkunastoletnim stażem pracy - pokazywał leśnikom pistolet. Wtedy broń wypaliła i ugodziła Jakuba A. Kula trafiła pod obojczyk, omal nie przebiła płuca.
Ranny wylądował na długie leczenie w szpitalu, a obaj funkcjonariusze zostali zawieszeni do czasu wyjaśnienia sprawy, czym zajęła się bolesławiecka prokuratura.Właśnie zapał wyrok. Tomasz Z. stracił pracę, Jakub A. może do pracy wrócić. - Z akt sprawy wynika, że Tomasz Z. sprowokowany przez inne osoby, które były feralnego dnia w leśniczówce, miał zademonstrować jak się szybko przeładowywuje broń, pokazać sztuczkę - mówi Janina Jakubiec, prezes sądu w Bolesławcu. - W trakcie tej zabawy pistolet wypalił.
Były policjant przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Dostał pół roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i zakaz zajmowania stanowisk związanych z posiadaniem broni.