Kiedy oddział ruszy, Narodowy Fundusz Zdrowia będzie płacił za jego utrzymanie 180 tysięcy złotych miesięcznie. Dyrekcja szpitala liczy na zysk.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) ruszy na przełomie czerwca i lipca. Pieniądze z kredytu, który poręczył powiat przeznaczone będą m.in. na przebudowę piwnic w przychodni przy ul. Jeleniogórskiej i dostosowanie ich do potrzeb zespołów ratunkowych pogotowia i zakup sprzętu, w tym stołu operacyjnego, respiratorów. - Na sam sprzęt potrzebujemy 550 tysięcy złotych - mówi Urszula Fuchs, dyrektor szpitala. - Część sprzętu przeniesiemy z innych oddziałów.
Cała budowa i organizacja SOR pochłonie blisko 2,5 miliona złotych. Dyrektorka szpitala ma nadzieję, że z finansową pomocą przyjdzie któryś z unijnych funduszy. - Potrzebujemy jeszcze minimum trzech nowych karetek - mówi Urszula Fuchs.
Zadaszony podjazd dla karetek jest już gotowy. Na dokończenie budowy szpitalnego oddziału ratunkowego zabrakło pieniędzy. Powiat musiał szpitalowi poręczyć kredyt. Fot. Ilona Parejko
Integralną częścią SOR będzie lądowisko dla śmigłowców, zaplanowane w przyszpitalnym parku u zbiegu ulic Jeleniogórskiej i Ślusarskiej.
Zanim radni podjęli decyzję o poręczeniu przez powiat kolejnego kredytu dla szpitala pytali, czy ZOZ będzie w stanie go spłacać, czy raty nie obciążą powiatowego budżetu. Na bolesławieckim szpitalu ciąży 24 milionowy dług. Z tego 19 milionów złotych to kredyty zaciągnięte w ostatnich trzech latach. Większość tych zobowiązań poręczył powiat. Kiedy szpitala nie będzie stać na spłatę, wierzyciele upomną się o pieniądze u starosty. Dyrektor do spraw leczniczych uspokaja. - Kiedy oddział będzie gotowy, NFZ od razu, bez negocjacji zakontraktuje jego usługi - mówi Piotr Demarczyk.
Dziennie, NFZ płacić będzie około 6 tysięcy złotych. Dyrekcja liczy na 180 tysięcy złotych miesięcznego przychodu i około 150 tysięcy zysku.
Przyjęć do pracy w SOR nie będzie, chyba, że na pojedyncze etaty specjalistyczne. Kierowcy pogotowia muszą się za to liczyć z możliwością zwolnienia. Dotyczy to kierowców, którzy nie mają średniego wykształcenia i nie są ratownikami medycznymi. Z 17-osobowej grupy kierowców, ludzie bez wymaganych uprawnień stanowią większość. - Zaproponowałam im inne rozwiązanie - tłumaczy Urszula Fuchs. - Wypowiedziałam umowę firmie ochraniającej szpital. Jeśli kierowcy zgodzą się na takie rozwiązanie, będą mogli w szpitalu pracować jako ochroniarze.