Właściciel kliczkowskiego zamku, książę Solms-Baruth nie ograniczał łowieckich wypraw jedynie do własnej posiadłości, jeździł po całej Europie, a nawet zapuszczał się w azjatycką tajgę. Na początku 1870 roku wrócił z polowania na dalekiej Syberii, przywożąc stamtąd pięć małych niedźwiadków, które potem żyły jako wolne zwierzęta w rozległym parku dworskim.
Tutejsze łowiska odwiedzał nawet cesarz niemiecki Wilhelm II, mający dość odległe powiązania rodzinne z Solms-Baruthami. Jak skrzętnie odnotowano, bywał on w kliczkowskiej warowni i na polowaniach w latach 1890, 1897, 1906 i 1911. W związku z tymi wizytami ustawiono w puszczy kamienny pomnik, upamiętniający przede wszystkim łowy z udziałem monarchy, odbyte dnia 5 grudnia 1906 roku.
Monument miał postać dużego, półtorametrowego głazu z wyrytym na nim napisem okolicznościowym, który w dużej części został później poważnie uszkodzony. Wiadomym jest, że cesarz strzelił wtedy dużego byka o porożu posiadającym osiemnaście odnóg, kolejnego o wieńcu mającym ich szesnaście i sześć następnych samców o rogach z czternastoma odnogami. Ponadto padło kilka pomniejszych byków i łań oraz innych zwierząt. O wszystkich trofeach „Cesarza i Króla Wilhelma II” – tak rozpoczynał się napis na pomniku, a mówił niegdyś cały jego tekst, wykuty na płaszczyźnie monumentu. Jak wspomniano, mizerna pozostałość owej inskrypcji jest obecnie niemal nieczytelna
Odwiedziny wybitnych osobistości w Kliczkowie interesowały ówczesną prasę. Między innymi w periodyku „Schlesien” zamieszczono notatkę informującą o pobycie następcy tronu w zamku, a także zdjęcie z tej wizyty. Przedstawia ono karocę zaprzężoną w dwa konie, i stojącego na niej, goszczącego wtedy w warowni młodego sukcesora, jego żonę, księżną Solms-Baruth - tudzież ich gospodarza, miejscowego księcia Solms-Baruth, odzianego w dość groteskowy dla dzisiejszych myśliwych strój nemroda, na który oprócz kurtki i kapelusza z piórem składały się krótkie spodnie oraz podkolanówki.
Fakt bywania koronowanych głów na polowaniach w kliczkowskich dobrach znalazł także odzwierciedlenie w obszernym, bardzo poważnym wydawnictwie fachowym z roku 1899, wydanym w Berlinie w drukarni Paula Pareva, noszącym tytuł „Zwierzyna płowa”. Księgę tę, niezwykle starannie oprawioną w wytłaczaną okładkę, zdobioną złoceniami i barwnym rysunkiem jelenia, opatrzono również wieloma ilustracjami. Na jej kartach opisano myśliwskie trofea wcześniejszego władcy Niemiec, zdobyte w trakcie jego pobytu u Solms-Barutha.
Po drugiej wojnie światowej początkowo polowania na terenie osiecznickich lasów były wręcz niebezpieczne ze względu na pozostawione niewypały i niewybuchy, włóczyły się także po kniei dziwaczne bandy różnych rozbitków życiowych i dezerterów. Zorganizowaną, polską działalność łowiecką zainaugurowało w roku 1949 powstanie pierwszego Koła „Jelenie Rogi”, skupiającego w chwili założenia trzydziestu pięciu myśliwych z powiatu bolesławieckiego. Z czasem przybywało nemrodów, koło podzieliło się na mniejsze jednostki.
Na terenie osiecznickich lasów bodaj najdłużej funkcjonuje obecnie Kolo Łowieckie „Nad Kwisą”, początkowo noszące nazwę Koła Łowieckiego „Wizów”, które przyjęło taką nazwę ze względu na kilku myśliwych, będących jego założycielami, a jednocześnie pracownikami tych nieistniejących dzisiaj zakładów chemicznych w Łące.
Inne koła to „Cyranka”, „Wieniec”, „Słonka”, „Cietrzew”, „Orzeł”, „Odyniec”, „Głuszec” i funkcjonujące jedynie na minimalnym osiecznickim obszarze, a posiadające zasadnicze łowiska w obrębie gminy Nowogrodziec Koło „Krzyżówka”.
Wiele zmieniło się od czasów dawnych polowań na tym terenie, a jednak las i łowiecka przygoda nadal fascynuje ludzi – i tak już chyba będzie zawsze …