Położenie Bolesławca, raczej nie sprzyja sportom zimowym. Dlatego każda górka lub niewielkie wzniesienie, gdy tylko spadnie śnieg staje się sanko-, a nawet nartostradą. Wielu Bolesławian wychowało się na górce przy kościele w Rynku. Po dzień dzisiejszy wszystkie dzieci, a nawet dorośli dosiadają każdego sprzętu ślizgającego, który czeka na swoją kolej w piwnicy lub strychu. Przekrój jest ogromny. Sanki drewniane, plastikowe, metalowe z hamulcem lub bez. Bolesławieckie markety przeżywają oblężenie. Za kawałek plastiku w kształcie liścia zapłacimy kilkanaście złotych. To wystarczy, żeby zmierzyć się z miejskimi górkami. Na sprzęt bardziej zaawansowany, czyli sanki trzeba przygotować od pięćdziesięciu złotych wzywż.
Wszystko co się ślizga po śniegu jest dobre. Zupełnie darmowy jest plastikowy worek wypełniony słomą. Taki wynalazek przywiozłam ze wsi, od mojej teściowej – mówi Pani Weronika mama sześcioletniego Kacpra. - Mieszkam w centrum miasta. Nie mam samochodu, dlatego górka w Rynku jest jedyną darmową atrakcją dla mojego syna.
Miejsc w mieście gdzie można poślizgać się na śniegu jest niewiele. Zwłaszcza tych bezpiecznych. Najbardziej oblegane, to park przy ulicy Zygmunta Augusta, wzniesienie obok krzyża przy ulicy Lubańskiej oraz największy śniegowy hit, czyli bolesławiecki Rynek.
Lubiący sporty ekstremalne wybierają kulig za samochodem podmiejskimi bezdrożami lub jazdę wozem konnym w Kliczkowie.