Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Tradycje wigilijne z Kresów

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
- Przy każdym nakryciu leżał jeden ząbek czosnku i dopiero po zjedzeniu czosnku, symbolu zdrowia, przystępowano do świątecznej wieczerzy – mówi Janina Sawicka. - Choinka była tylko tam gdzie w domu były dziewczęta – opowiada Józef Zając. Obydwoje pochodzą z „Kresów wschodnich”.

Obydwoje do Bolesławca przyjechali pierwszym transportem w roku 1945. Rok później, w 1946 przyjechali repatrianci z Jugosławii, którzy w zasadzie mają podobne tradycje, ponieważ ich przodkowie w większości również wywodzą się z tych terenów.

Janina Sawicka z d. Soja, przyjechała do Bolesławca z Drohobycza, miasta znajdującego się w obwodzie lwowskim, Józef Zając z Buczacza z obwodu tarnopolskiego. Obecnie oba miasta należą do Ukrainy.

Wigilie obchodzone w ich domach rodzinnych były podobne, choć te z obwodu lwowskiego nieco różniły się od tych z obwodu tarnopolskiego.

Janina Sawicka tak opowiada o Wigilii w jej domu:

- W pokoju ustawiano choinkę, na stole pod białym obrusem rozkładano siano. Po podzieleniu się opłatkiem i odmówieniu krótkiego pacierza, siadano do stołu. Na stole musiało być 12 potraw - mówi Janina Sawicka. - Przy każdym nakryciu leżał jeden ząbek czosnku i dopiero po zjedzeniu czosnku, symbolu zdrowia, przystępowano do świątecznej wieczerzy - dodaje.

Wszystkie potrawy musiały być postne. Tradycyjnie podawano barszcz czerwony, uszka z grzybami, zupę grzybową, pierogi ruskie i z kapustą, kapusta z grzybami, karp smażony i ryba w galarecie, gołąbki z kaszą i grzybami. Na końcu podawano lekko schłodzoną „kutię”, była to pszenica z miodem, makiem i bakaliami.

- Z kutią związana jest pewna tradycja - mówi Janina Sawicka. - Najstarszy z uczestników nabierał na łyżkę kutię, wychodził do siewni (korytarz) i rzucał kutią o sufit. Jeżeli się przykleiła to wróżyło szczęście temu domowi - dodaje.

Na świątecznym stole zawsze stały dwa wolne nakrycia.

- Jedno nakrycie wolne dla osoby, która mogła się tego wieczoru pojawić. Takiemu przygodnemu gościowi nie można było odmówić posiłku – opowiada Janina Sawicka. - Drugie nakrycie dla bliskich, którzy już na zawsze odeszli. Każdy z uczestników kolacji, część swojej porcji wsypywał do tego talerza - kontynuuje.

- Jeżeli w domu były zwierzęta, również z nimi dzielono się opłatkiem. Krążyła taka legenda, że zwierzęta w Wigilię mówią ludzkim głosem – mówi Janina Sawicka. - W tym dniu również szło się na grób zmarłych i symbolicznie dzieliło się z nimi opłatkiem, zostawiając go na grobie - dodaje.

Oczywiście od domu do domu chodzili kolędnicy poprzebierani za różne postacie, począwszy od świętej rodziny, aniołków, pastuszków, królów i diabła, a skończywszy na śmierci z kosą (kostuchą).

Józef Zając, tak zapamiętał tradycje związane z wieczorem wigilijnym w swoim domu:

- Taka ciekawostka, która tutaj w zasadzie się nie przyjęła. Choinka była tam gdzie były dziewczęta, tam gdzie byli tylko chłopcy nie było choinki. Tak było w moim domu, ponieważ nas było dwóch synów, nie mieliśmy choinki do czasu, aż pojawiła się nasza siostra – wspomina Józef Zając. - Myśmy nie przywieźli tradycji, one przyjechały z nami - dodaje.

Tradycją było również wspólne robienie ozdób choinkowych. A uroczysta kolacja odbywała się u najstarszego członka rodu. To właśnie u niego wszyscy się spotykali. W tym dniu obowiązkowo podłoga musiała być pokryta słomą, a na stole również rozkładano siano i przykrywano obrusem.

- Opłatek w moim domu był roznoszony przez organistę a nie jak tutaj przez "babę" - śmieje się Józef Zając. - W tym dniu nie spaliśmy w łóżkach tylko na podłodze na słomie, w której były ukryte orzechy. Starsi szli o północy na pasterkę, dzieci nie zabierało się, ponieważ były bardzo duże mrozy – mówi Józef Zając.

Niektóre z tradycji, które przyjechały wraz z repatriantami nie przyjęły się w Bolesławcu.

- W Nowy Rok przychodzili kolędnicy, pukali do drzwi, ludzie ich wpuszczali, to ich obsiewali pszenicą, czyli rzucali w domu pszenicę i składali życzenia – opowiada Józef Zając. - Zaraz po wojnie to jeszcze było, ale później zanikło. Obecnie kto by pozwolił, aby kolędnicy przychodzili do domu i sypali na dywan pszenicę. Kiedyś dużo się śpiewało kolęd, a teraz jest radio, jest telewizja, niestety ta tradycja zanika – dodaje rozżalony. - Śpiewaliśmy te same kolędy co są dzisiaj, śpiewaliśmy je również po ukraińsku. W tamtym czasie było biednie, ale było znacznie weselej – kończy swoją opowieść Józef Zając.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Daniel Biernat



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl