Początki istnienia owej niewielkiej sadyby przypadają na okres osadnictwa słowiańskiego i mają najprawdopodobniej związek właśnie ze wspomnianymi, niezwykle malowniczymi piaskowcowymi jarami, które powstały w wyniku prowadzonej przed wiekami eksploatacji kamienia. Pierwsze chaty osady wzniesiono zapewne w ich sąsiedztwie jako domostwa robotników pozyskujących materiał skalny. Źródła wskazują, iż mogło to mieć miejsce około roku 1194.
Historyczne kamieniołomy, nazywane dzisiaj „Pokutującymi skałkami”, opiewają barwne legendy. Jedna z nich mówi o podłym ojcu, który haniebnie zaniedbywał swoje dzieci po śmierci równie źle traktowanej ich matki, nieszczęsnej żony tego pijanicy i brutala. Wychudzone potomstwo uciekło więc pewnego jesiennego wieczora ze znienawidzonego domu, ukrywając się w wykutych wąwozach. Nieoczekiwanie wyrodnego „tatusia” ruszyło jednak zatwardziałe sumienie, rozpaczliwie poszukiwał pociech, ale te zmęczone głodem i płaczem zasnęły we wnęce obrobionej ściany. Oczywiście nie słyszały błagalnych wołań rodziciela. Niestety, noc była bardzo zimna, licho odziane dziatki zamarzły. Ojciec, który znalazł ich martwe ciałka dopiero nad ranem, dostał obłędu. Po skromnym pochówku zamieszkał w skałkach żywiąc się tym, co przynosiła mu przyroda. Jego pokuta trwała kilka tygodni, bowiem wkrótce nadeszła sroga zima i on sam zastygł na mrozie, zmieniając się w kamienną bryłę, stojącą do dzisiaj przy głównej ścieżce wyrobisk.
Stare kamieniołomy tworzą odrębne zagłębienia terenowe. Przed kilkudziesięciu laty przy górnej krawędzi urwiska, stanowiącego bok samotnej kotlinki, rosła wysoka, dwupienna sosna. Wicher powalił ją tak, że upadające drzewo wsparło się wierzchołkami na piaskowcowym załomie przeciwległej ściany, tworząc pomost przerzucony nad kilkumetrową „przepaścią”.
Zdarzyło się, że tą zaciszną „dziurę” w ziemi wybrano niegdyś zimą na miejsce myśliwskiego biwaku. Wiał wtedy silny wiatr, ale na dnie kotlinki było cicho i spokojnie. Szybko rozpalono ognisko u podnóża pochyłej ściany. Pod jej szerokim nawisem nie było śniegu, powstały więc tam znośne warunki do zorganizowania styczniowego noclegu pod gołym niebem. Gorąco, odbijane od opoki, uczyniło mroźną noc całkiem przyjemną. Wypoczynek w takich warunkach zapowiadał się wspaniale. Niestety, należało na zmianę czuwać, by płomień nie zgasł. Co prawda zebrano sporo strąconych przez wicher gałęzi, ale ich zapas błyskawicznie topniał. Uzupełnienie „paliwa” zajęło sporo czasu, wkrótce potem pierwsza z dwóch koczujących osób, owinięta kilkoma kocami, ułożyła się na warstwie jodłowych łapek. Szum poruszanych powiewem drzew zmorzył jednak szybko także drugiego, znużonego myśliwego, okutanego wielkim baranim kożuchem. Ciepło płynące od ogniska zaczęło szybko niknąć, aż wreszcie na jego miejscu widniały jedynie jarzące się resztkami iskier, zamarłe głownie. Dokuczliwe zimno dopadło najpierw nieszczęśnika, zawiniętego w koce. Ten zbudził się, nie wiedząc początkowo, gdzie jest, dopiero bolesne spotkanie ubranej w skórzaną „pilotkę” głowy ze skalnym nawisem rozjaśniło jego umysł. To oczywiście nie tylko odpędziło resztki snu, ale także rozwścieczyło nemroda. W ciemności namacał skulonego w kożuchu kolegę. Już zamierzał robić mu wymówki, gdy na niewidocznym w ciemności pomoście, utworzonym z leżącego drzewa, coś groźnie zahuczało. Glos był wyraźny, ponieważ w międzyczasie wiatr niemal ustał. Dźwięk dolatywał jakby z różnych miejsc. Kiedy zgrabiałe ręce wydobyły latarkę z plecaka, jej snop oświetlił wielką sowę, która miarowo kołysząc się na boki sunęła wzdłuż naturalnej kładki do jej końca, po czym zawracała. Światło nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, owszem, błyskała oczami najwyraźniej strasząc całą swoją postawą intruzów.
To chyba duch tego zamarzniętego ojca – wyszeptał jeden z myśliwych. Jakby słysząc te słowa nocny ptak poderwał się natychmiast z pnia i zniknął w ciemnościach. Z trudem rozpalono ponownie ognisko, do samego rana. nie było już jednak żadnych niespodzianek. Nigdy tez więcej nie spotkano w tamtym terenie tak dużej sowy.
A może rzeczywiście był to duch tych „pokutujących” głazów ?