Paweł Ostrowski jest mieszkańcem Bolesławca. Pracuje jako ratownik medyczny w jednostce wojskowej, w izbie chorych. Jego pasją, czy raczej jak mówi, sposobem na życie jest autostop. Jeździ tak już od 6 lat.
Paweł „na stopa” przejechał już ok. 100 000 km, około, bo udokumentowane ma ponad 80 tys. km. W tym roku zrobił niecałe 10 tys. km, zabrakło mu 600 km, ale zamierza wyskoczyć jeszcze w grudniu do Katowic, aby dojść do równych 10 tys. Nie wyobraża sobie spędzenia wakacji, leżąc na plaży i jedząc odgrzewane hamburgery.
Nic dziwnego, z jazdą autostopem wiążą się przygody, nowe znajomości, wiedza, ciekawie spędzony czas, nauka pokory i cierpliwości, czasem nerwy… ale również i niebezpieczeństwa.
- Każdy kto patrzy na podróżowanie autostopem myśli, że to jest kwestia kasy, aby zaoszczędzić, a tak nie jest. Kiedy wyruszam w trasę zaczynam czuć, że naprawdę żyję. To prawdziwa przygoda - mówi Paweł Ostrowski.
- Poznałem świetnych ludzi podczas moich podróży, jeździłem świetnymi autami, tak jak mówię wspaniali w większości ludzie i przygoda, czasami dreszczyk emocji. Wchodząc do samochodu ani ja, ani kierowca nie wie z kim ma do czynienia i kogo wpuszcza do auta – dodaje Paweł.
- Jeździłem z bardzo różnymi ludźmi, księżmi, prawnikami. Czasem zdarza się trafić na jakąś znaną osobę. Z wieloma z nich nadal utrzymuję kontakty - dodaje.
- Podczas podróży rozmawia się o wszystkim, z księdzem rozmawiałem np. o Radiu Maryja, zatrzymał auto i kazał mi wysiąść - śmieje się. - Największą prędkość z jaką jechałem i to mam udokumentowane to 308 km/h, kiedy dotarłem na miejsce, kierowca powiedział mi, że w Niemczech to dopiero będzie można szybciej pojeździć - dodaje.
Jego pierwszy wyjazd na „stopa” to trasa z Bolesławca do Raciborowic i z powrotem. Od niej właśnie rozpoczął swoją przygodę autostopowicza. Ma wiele stałych tras, miejsc do których co jakiś czas stara się wracać. Do standardów należą wyjazdy do Warszawy, Krakowa, Częstochowy czy w okolice Katowic i Sosnowca.
- W naszym regionie często wybieram się do Karpacza i Świeradowa. Jeżdżę na różnego rodzaju imprezy motoryzacyjne np. do Poznania, ale głównie na trasie od Wrocławia do Warszawy - mówi Paweł.
Jadąc w trasę zatrzymuje się u znajomych lub rodziny. Wszystko zależy od tego ile ma czasu i gdzie zamierza pojechać. Raz wybrał się na 3 dni, a wrócił po tygodniu.
- Gdy jadę autostradą, to najczęściej zabierają mnie tiry, mój kuzyn się śmieje, że jestem „tirówkiem” – żartuje Paweł. - Podczas moich wyjazdów miałem 4 wypadki i tylko raz nieprzyjemną sytuację – mówi.
Paweł, by dotrzeć bezpiecznie do celu podróży wypracował kilka zasad i zgodnie z nimi jeździ.
- Po pierwsze, mam przy sobie kartki, na których piszę nazwę miasta docelowego. To bardzo pomaga kierowcom. Po drugie, staję tam, gdzie samochody nie jeżdżą ze zbyt dużą prędkością, chyba, że jest to autostrada – mówi Paweł Ostrowski. – I najważniejsze, w miejscu gdzie kierowca może bezpiecznie się zatrzymać, a potem równie bezpiecznie, włączyć do ruchu - kończy autostopowicz, Paweł Ostrowski.
Wraz z nadejściem nowego roku, Paweł planuje wyprawy auto-stopem poza granice Polski. Każdy chętny na taki wspólny wypad może się z nim skontaktować. Bo razem raźniej!