Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Katastrofa w Iwinach

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
13 grudnia dla mieszkańców Iwin koło Bolesławca, to nie tylko rocznica stanu wojennego. 42 lata temu ogromna lawina błota zabiła 18 osób.

Była trzecia w nocy 1967 roku, kiedy niedaleko posterunku kolejowego "Konrad" odpady przerwały wał otaczający zbiornik z odpadami poflotacyjnymi.. Ściana wody i błota wysokości 6 metrów z potężną siłą runęła na pobliskie Iwiny. Wagony towarowe odrzuciła na odległość stu metrów. "13 osób nie żyje, pięć zaginęło, ponad 50 rannych" - podawała prasa.

Walkę o życie przegrała siostra Włodzimierza Dziuby, Alicja i ojczym Antoni.

- Przez okna woda cisnęła na te drzwi i ona krzycząc w niebo głosy ratunku, ratunku, nie mogła otworzyć tych drzwi. No i wtedy matka się cofnęła i uciekła na górę. Było drugie potężne uderzenie, cały budynek się zatrząsł i wtedy wszystko na dole ucichło... i tak się to wszystko skończyło – wspomina Włodzimierz Dziuba.

W rozlewisku tonęły całe gospodarstwa i pola. Błotna lawina zniszczyła drogi, mosty, słupy energetyczne. Trzeba było ewakuować około 400 osób, wydobyć gospodarski dobytek. Akcję ratowniczą utrudniał mróz. Wszystko zaczęło zamarzać. W niektórych miejscach warstwa błota sięgała do wysokości 1,5 metra. Na pomoc ruszyło wojsko, straż pożarna, służba zdrowia, mieszkańcy sąsiednich wsi i Dolnoślązacy, którzy zbierali dla ofiar katastrofy żywność, odzież i pieniądze.

Dom Włodzimierza Dziuby od przerwanej zapory stał w odległości około 500 metrów. Jego samego nie było wtedy w domu. O tragedii dowiedział się po kilku godzinach.

- O godzinie 6.00 rano przylatuje do mnie kolega, który pracował w kopalni na nocnej zmianie. Mówi, że tama pękła i stała się katastrofa. Myślałem, że muł osunął się do samego toru, a on na to, że nie, dalej! Ludzie są potopieni, aż pod Lubkowem. Ja się wtedy zerwałem. Ubrałem buty gumowe i kufajkę, było bardzo zimno, to był przecież 13 grudnia. Warstwa lodu na tej wodzie miała 6 centymetrów grubości. Jak najszybciej chciałem przedostać się do swojego domu, żeby zobaczyć co stało się z moimi rodzicami. Zatrzymałem się około 300 metrów od domu, bo ten muł cały czas mocno napływał od strony stawu osadowego. Słysząc ogromny krzyk i płacz mojej matki stwierdziłem, że muszę się jakoś przedostać. I po tych przerwanych torach i skarpie szedłem i woda nalewała mi się do butów. Kiedy w końcu dotarłem do domu, zastałem zapłakaną matkę i przerażoną siostrę. Pytam co się stało? Matka z przerażeniem wykrzyczała, że nie ma Alusi i nie ma Piwowarskiego, ojczyma - opowiada Dziuba.

Woda i błoto płynące przez wieś niosły konary drzew, słomę i połamane słupy energetyczne. Kiedy to wszystko dotarło do mostu nad Bobrzycą wówczas spietrzyło wodę, która doszczętnie zalała wszystkie gospodarstwa. Ogółem w tragedii oprócz zabitych ucierpiało 400 osób. Mieszkańcy Iwin co roku w rocznicę tamtych dni odwiedzają groby tych, którzy zginęli. Tutaj nigdy nie zapomni się tej grudniowej nocy.

- Była to tragedia. Słyszałam jak ktoś krzyczał ratunku i ratunku.Mąż powiedział, że tama pękła.Szybko pobiegliśmy w kierunku skąd dochodził przerażający krzyk. Było ciemno i zimno. Kiedy z mężem, bratem i bratową dotarliśmy do tego miejsca, żerdzią wyciągnęliśmy jakiegoś mężczyznę. Cały był w szlamie. Przyprowadziliśmy go do naszego domu. Ile mogłam, to go umyłam. Nożem rozcięłam te brudne ciuchy, żeby je zdjąć. Mąż dał mu swoje kalesony i koszulę. Mężczyzna był w ciężkim stanie. Wezwaliśmy karetkę, która zabrała go do szpitala. W błocie zanleźliśmy jego dokumenty. Okazało się, że był pobliskim stróżem. Po wielu tygodniach przyjechał z żoną, dziękując z uratowanie życia - wspomina Maria Hil

Do dzisiaj brakuje wskazania jednoznacznej przyczyny przerwania wału otaczającego tamę. Do wielu dokumentów nie udało się dotrzeć. Ówczesne władze były bardzo poruszone tym co się stało.

Zakładano kilka hipotez m.in. błędy konstrukcyjne, sabotaż i wstrząs podziemny, do którego miało dojść kilka dni wcześniej.

Na miejsce tragedii przyjechali wiceprezes rady Ministrów Franciszek Waniołka i I sekretarz KW PZPR we Wrocławiu Władysław Piłatowski.

- Miałem 10 lat kiedy zaczęli budować tamę. Kiedy miała wysokość około 16 metrów zaczęły pojawiać się pierwsze przecieki – opowiada Dziuba. - Jeden z pracowników twierdził, że zadaniem tamy jest wstrzymanie wody, ale jednoczesnie możliwe jest jej sączenie. Po paru latach tamę podwyższono o kolejne 3 metry, ponieważ woda coraz bardziej się wydostawała – mówi.

Niedługo potem doszło do tragedii.

W wale o długości 600 metrów i wysokości 27 metrów, błoto i woda zrobiły wyrwę na 150 metrów. Wypływajace na takiej szerokości odpady zupełnie zalały pobliskie Iwiny, a fala dotarła do Lubkowa, Raciborowic, Tomaszowa Bolesławieckiego, Kraśnika i Dąbrowy. Dolina Bobrzycy zalana była na długości 19 kilometrów i szerokości 220 metrów. Ze stawu wydobyło się ponad 12 milionów metrów sześciennych wody i błota. Zalanych zostało 121 budynków mieszkalnych i 400 gospodarczych.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Andrzej Stefańczyk



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl