Tylko niespełna dwieście metrów od skraju dzisiejszego parkingu stał dawniej otoczony cmentarzem kościół, wzniesiony w latach 1668 - 1669. Jeszcze nie tak dawno można było w krzewach, porastających obrzeża jego fundamentów, znaleźć liczne nagrobki z czytelnymi napisami. Między innymi leżało tam rozbite, barokowe epitafium Wacława von Knobelsdorf, zawiadującego w połowie osiemnastego stulecia majątkami zarówno wsi Dohms, jak i pobliskiej osady Lipschau.
Sadyb tych od dawna nie ma, obydwie zniknęły prawie całkowicie po roku 1945. Ich los znacznie później podzieliły także niemal wszystkie miejscowe epitafia. Część z nich wylądowała w przydomowych ogródkach „kolekcjonerów”. Zaiste, szczególna to „dekoracja” dla współczesnych siedzib ludzkich...
Na powojennych mapach niewielki fragment tutejszych lasów, rozciągających się nad Kwisą, a kryjących szczątki tych puszczańskich miejscowości, oznaczano jako ruiny. Od czasu bowiem, gdy w pobliskim Świętoszowie rozlokowali się krasnoarmiejcy, pogruchotane mury wsi traktowano jako fragment otuliny sowieckiego poligonu. Dostęp do tych porośniętych chaszczami pagórków pokruszonych cegieł i kamieni był, delikatnie rzecz nazywając, mocno ograniczony, a mapy zajętego przez „bratnią armię” terenu nosiły nadruk „tajne”.
Dzisiaj wędrowaniu po przetykanej kopczykami zmiażdżonych dachówek kniei towarzyszy specyficzny klimat przemijania, wyrażającego się połaciami zniszczonych, zamaskowanych pokrzywami resztek domów mieszkalnych, szop i stodół, wyznaczających miejsca, gdzie niegdyś funkcjonowały zapomniane gospodarstwa chłopskie. Niewiele osób potrafi na podstawie zachowanych szczątków tej zniszczonej sadyby wyobrazić sobie jej dawny widok.
Na przylegających do Kwisy płaskich, podmokłych tarasach rosną tam wielkie buki, świerki i sosny. Zlokalizowana opodal nich imponująca wielkością grobla zapomnianego stawu rybnego, przeobrażonego w porośnięte tatarakiem trzęsawisko, dźwiga prawdziwe leśne olbrzymy - wielkie rozłożyste dęby. U ich podnóża wydobyto spod ściółki łuski amunicji mauzera. Zapewne stanowiły one pozostałość po ostatniej wojnie światowej, co potwierdzał rok ich produkcji, wybity na denku.
W pewnej odległości od nasypu brunatny pył zalegał miejsce, gdzie rozpadł się pień potężnej brzozy, powalonej przed co najmniej kilkoma dziesiątkami lat. W kawałkach próchna tkwiło mnóstwo pocisków karabinowych, kończących swój lot w miąższu żyjącego niegdyś drzewa. Jeszcze dziwniejszym przypomnieniem odległych czasów był znaleziony nabój od winchestera. Skąd się tam wziął i jak długo leżał – nie wiadomo. Jedyne, co było pewne, to jego pochodzenie jeszcze z okresu przedwojennego. Pamiątką po wędrówce stał się także polski, mosiężny pieniążek z 1946 roku, znaleziony w innym miejscu malowniczego szlaku.
Udostępniony dzisiaj zwykłym zjadaczom chleba teren w pobliżu startych z powierzchni ziemi wsi kusi swoją urokliwą przyrodą i tajemniczością. Niestety, zbyt wielu „turystów” nie bacząc na bezczeszczenie otaczającego ich piękna pozostawia tam haniebne „pamiątki” swojej obecności – sterty kolorowych reklamówek, puszki po napojach i inne śmieci. Może liczą na to, że przyjdzie zima i zechce przykryć te wstydliwe świadectwa naszej „kultury” warstwą śniegu…