Każde dziecko mogło w środę przymierzyć specjalne maski, których używają aktorzy występujący w teatrze ulicznym. Najpierw jednak poznały zasadniczą różnicę między sztuką wystawianą w teatrze, a spektaklem ulicznym.
- Aktorzy nakładają duże maski, dzięki czemu są widoczni z daleka – wyjaśnia Małgorzata Lemiszewska, która prowadziła warsztaty wspólnie z artystą. – Niezwykle ważny jest także ruch.
A wszystko musi odbywać się zdecydowanie inaczej, ponieważ brak podwyższenia i specjalnego oświetlenia sprawia, że widoczność bywa ograniczona. Dlatego ruch musi odbywać się płynnie i powoli.
- Powinien on być wręcz przerysowany, wyolbrzymiony – mówi Dariusz Miliński. – Jeśli więc aktor gra kobietę, która miesza łyżką zupę w garnku, musi robić to z rozmachem.
Dzieci zapominały często o tym, że w teatrze trzeba być ustawionym przodem do widzów – nigdy tyłem czy bokiem. Uczestnicy warsztatów mogli przymierzyć specjalne maski oraz wcielić się w wymyślone przez siebie postaci.
- Praca z dziećmi jest niezwykle inspirująca – zaznacza artysta. – Ważne jest to, by czerpać z takich spotkań tą dziecięcą wrażliwość i naiwność, która pozwala uwierzyć w to, że za pomocą wyobraźni jesteśmy w stanie zmienić naszą codzienność.
Jak zaznacza Dariusz Miliński, sam ma w sobie wiele z dziecka. Poza tym ma czterech synów, którzy uczą go wiele.
- Dorosły tworząc choćby jakiś obraz kalkuluje, odmierza, przejmuje się perspektywą, światłem… - wylicza mężczyzna. – Dzieci są naturalne i nie przejmują się takimi problemami.
Uczniowie „czwórki”, którzy wzięli udział w warsztatach zapewniają, że teatr to świetna zabawa, choć jednocześnie przyznają, że odgrywanie scenek nie zawsze jest łatwe.