Zawodnicy z Lubania, Lubina, Zgorzelca, Bolesławca, Legnicy. Podopieczni szkół specjalnych, warsztatów terapii zajęciowej, domów pomocy, ośrodków rewalidacyjnych. Zjechali do Bolesławca na lekkoatletyczną olimpiadę.
Konkurencje różne. Dla dzieci, które poruszają się samodzielnie i dla mniej sprawnych. - To już dwudzieste czwarte zawody sportowe – wylicza Zdzisława Woźniak, dyrektor Powiatowego Zespołu Szkół i Placówek Specjalnych w Bolesławcu. - Rozszerzyliśmy formułę, aby dać szansę udziału dzieciom o znacznym stopniu niepełnosprawności, a nie tylko tym, które potrafią samodzielnie biegać, skakać. Były konkurencje takie jak na przykład dmuchanie piórka, gdzie wystarcza zaledwie sprawność ust.
Zawody zorganizował Powiatowy Zespół Szkół i Placówek Specjalnych w Bolesławcu. Dla podopiecznych szkoły ruch, gimnastyka jest przepustką do w miarę samodzielnego życia. - Pracuję z dziećmi głęboko upośledzonymi – mówi Agnieszka Zborowska, rehabilitantka. - Szczerze mówiąc, to, że dziecko po wielu ćwiczeniach trafi samodzielnie łyżką do buzi, to jest wielki sukces.
- Najwięcej mamy dzieci z porażeniem mózgowym, są też maluchy autystyczne, z zespołem kociego krzyku, z zespołem Aspergera, mamy dzieci na wózkach inwalidzkich, niedosłyszące i niedowidzące.
Nie jest prawdą, że w tych zawodach nie liczyły się trofea i medale, że wystarczył sam udział. Rywalizacja była jak najbardziej prawdziwa. Ojciec niepełnosprawnego Grzesia przekonuje, że takich imprez powinno być więcej. - Trudno jest wychowywać niepełnosprawne dziecko, ale co zrobić, trzeba się pogodzić z losem i pracować dla dobra dziecka i całej rodziny – wyznaje Roman Skóra. - Mój syn niespełna rok chodzi do szkoły specjalnej. Widzę jak bardzo się otworzył. Chętnie idzie do szkoły. Sądzę, że rodzice niepełnosprawnych dzieci powinni jak najczęściej wychodzić z nimi do innych ludzi. Takich zawodów powinno być więcej. Nie mówię o jakiś wielkich nagrodach, to nie jest potrzebne. Chodzi o to, aby zdrowym pokazać, że są inni ludzie i nie ma w tym nic dziwnego. Tym dzieciom trzeba dać szansę.
- Pracowałam w masowej szkole i powiem, że tyle radości z pracy nie miałam ile teraz, kiedy pracuję z niepełnosprawnymi dziećmi – mówi Zdzisława Woźniak. - Są tak szczere, radosne, niewinne, tak bardzo cieszą się światem. Mówię o nich, że są nadzwyczajne, w przeciwieństwie do zdrowej, zwyczajnej reszty świata.