Droga Redakcjo!
Od dawna jestem Waszym czytelnikiem. Chciałbym dzisiaj wypowiedzieć się na temat służby zdrowia, o której obecnie jest tak dużo złej opinii.
Jakiś czas temu leżałem w bolesławieckim szpitalu, na oddziale wewnętrznym. Muszę powiedzieć, że pacjenci po siedemdziesiątce nie są na tym oddziale odstawiani „na boczny tor”. Pani ordynator wraz ze swoim młodym zespołem, wykonuje szereg badań. Ja zostałem przebadany „od stóp do głów”. Nie tylko ja, bo również pacjenci, którzy leżeli na mojej sali, przechodzili różne badania. Stawiano diagnozy i leczono ich. Gdy trzeba było przeprowadzić badania dodatkowe, kierowano ich do innych szpitali: do Wrocławia czy też Szklarskiej Poręby.
Jestem osobą schorowaną i dość dużo czasu spędziłem w różnych szpitalach. Leżałem w jednym ze szpitali Dolnego Śląska. Przygotowany byłem do zabiegu. Gdy obejrzałem swoją kartę zauważyłem, że w pozycji wiek mam wpisane 69 lat (jestem już po 70-tce). Gdy zwróciłem uwagę osobie z personelu, że wpisano mi błędną liczbę lat, pani uśmiechnęła się, pochyliła nade mną i szeptem powiedziała, że nie wszystkie leki przysługują pacjentom po 70-tce.
- Żeby podać panu lek musieli skrócić wiek.
Pani zapytała czy rozumiemy się, podziękowałem jej i powiedziałem, że rozumiemy.
Innym razem stałem w kolejce w aptece po leki. Przede mną stała kobieta w moim wieku, może trochę młodsza. Pani magister pakowała do zrywki leki, liczyłem – było dwadzieścia opakowań. Klientka zapłaciła dwieście dwadzieścia złotych. Zaobserwowałem, że wszyscy, którzy stali w kolejce płacili od stu do ponad dwustu złotych. Gdy ja wykupiłem leki i wyszedłem z apteki, przed apteka stała pani z kolejki i płakała.
Gdy zapytałem, co się stało, odpowiedziała, że dostaje 460 złotych renty, a połowę wydała na leki. Zapytała mnie, co dalej. Gdy zapytałem, ile ta pani ma schorzeń, kobieta nie potrafiła odpowiedzieć. Odeszła rozżalona.
Innym razem, gdy czekałem w kolejce do lekarza rodzinnego, spotkałem znajomego. Opowiedziałem mu historię kobiety z apteki. A on odpowiedział mi:
- Ja już choruję piętnaście lat, a mój lekarz badał mnie tylko dwa razy.
Zapytałem, to jak ci leki przepisuje? On się uśmiechnął i powiedział, że na wyczucie.
- Raz mi przepisał jeden lek, nie pomógł. Poszedłem znowu, przepisał inny – tez nie pomógł. Za trzecim razem trafił na właściwy lek – pomógł. – I jestem za to wdzięczny doktorowi.
Znajomy powiedział, że takich lekarzy są u nas setki. Przepisują oni leki „na wyczucie”, nie umieją postawić właściwej diagnozy. Dlatego pacjenci płacą tyle pieniędzy za leki. Często wydają swoje renty czy emerytury na leki, a później nie mają za co żyć.
Proszę, o ile jest to możliwe, o opublikowanie tego listu. Z wielu powodów nie podaję swojego imienia i nazwiska.
Wasz stały czytelnik