O sprawie pisaliśmy pod koniec listopada. Schronisko dla bezdomnych znajduje się w jednym z budynków szpitala, prowadzone jest przez bolesławiecki Czerwony Krzyż. Jak twierdzi szef szpitala Janusz Kalisz przedstawiciele PCK nie chcą podpisać umowy na korzystanie z pomieszczeń, w których znajduje się prowadzona przez nich placówka.
- Negocjowaliśmy, prosiliśmy, ustalaliśmy z PCK od września roku 2005. W końcu miesiąc temu zarząd Czerwonego Krzyża zadeklarował chęć podpisania umowy, do tej pory jednak nie poczyniono żadnych kroków w tym kierunku - powiedział naszemu portalowi dyrektor.
Ogrzewanie i woda odcięte zostały mimo, iż zarząd PCK regularnie je opłaca. Ma to być jeden ze sposobów na zmuszenie Czerwonego Krzyża do podjęcia rozmów w sprawie umowy. - Limit przekraczania prawa oraz naszej dobrej woli po prostu się wyczerpał - mówi Janusz Kalisz.
- Na podpisanie umowy jesteśmy cały czas gotowi - mówi naszemu portalowi prezes bolesławieckiego PCK Adam Fornal - jednak dokument, jaki proponuje szpital, jest dla nas po prostu nie do przyjęcia. Pan Kalisz chce, abyśmy utrzymywali cały budynek, łącznie z pomieszczeniami, których do użytku nie dopuścił nadzór budowlany. Obecnie schronisko zajmuje ok 820 metrów kwadratowych, nie jesteśmy w stanie utrzymywać i odpowiadać za aż 3,5 tysiąca m2. Co więcej - umowa, jaką proponuje szpital, dotyczy magazynu darów, podczas gdy my prowadzimy schronisko dla bezdomnych.
W rozwiązanie konfliktu włączyć się ma prezydent Piotr Roman - chciałby on, aby schronisko w obecnym miejscu pozostało do wiosny. O sprawie powiadomiony został również starosta powiatu. Tymczasem prądu i ciepła nie ma, placówka zaś przed zimą nie ma się gdzie przenieść.
- Bezdomni są zahartowani - deklaruje Adam Fornal - co jednak z dwiema matkami, które przebywają u nas ze swoimi dziećmi?
Obecnie w schronisku przebywa 36 osób. O sprawie będziemy pisać na naszych łamach.