Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Zdzisław Abramowicz: kosmiczna katastrofa

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Udane starty pierwszych rakiet, osiągających przestrzeń kosmiczną - to obecnie dla wielu młodych ludzi wydarzenia z odległej epoki.

W dzisiejszym świecie kolorowych obrazków o doskonałej rozdzielczości i nasyceniu barwami dość anachronicznie wypadają utrwalone zaledwie kilkadziesiąt lat temu na czarno-białych, celuloidowych taśmach smukłe "cygara", pchane ku górze przez tryskające z dysz potężnych silników słupy ognia i dymu.

Owe kłęby spalin uniemożliwiały zresztą dokładniejsze obejrzenie "wystrzeliwanych" obiektów, ale i tak ich widok w dawnych kronikach filmowych wywoływał nie tylko zachwyt gołowąsach marzycieli, ale też budził w nich nieodpartą potrzebę samodzielnego zbliżenia się do tajemniczego bezkresu wszechświata. Oczywiście nie wchodziło w grę czekanie na "dorosłość", sprawę własnego programu eksploracji przestrzeni międzygwiezdnej należało podjąć natychmiast! Niestety, w ślad za tak ambitnym pragnieniem ze zrozumiałych względów nie podążała żadna poważna wiedza z zakresu budowy sięgających galaktyk aparatów – o zabezpieczeniu finansowym ich "produkcji" nie wspominając...

Poprzestano więc na mizernym naśladowaniu ogólnie znanych z prasy i ekranów kin dzieł wybitnych naukowców i inżynierów. Największą trudność sprawiał silnik napędzający namiastkę gwiezdnego pojazdu. Początkowo korzystano z wystrzelonych naboi myśliwskich, których tekturowe łuski po wybiciu spłonek napełniano palnymi substancjami. Obudowę dziecięcych "Tytanów" stanowiły papierowe kadłuby. Wzloty umożliwiały prowadnice, czyli cztery wbite w glebę patyki.

Rakietki z silnikami z gilz myśliwskich najczęściej jednak sromotnie zawodziły, ponieważ używana do ich napędu "kompozycja" była niezwykle kapryśna. Kiepskie wymieszanie, a zwłaszcza złe proporcje użytych do jej sporządzenia składników powodowały, że eksperyment kończył się już na wyrzutni. Skwierczące paliwo zamiast dawać ciąg - pluło żółtawą cieczą, a opatrzony statecznikami kadłub błyskawicznie ogarniał ogień.

Takie klęski rozwścieczały nastoletnich konstruktorów, postanowiono więc dokonać czynu przełomowego. Tym razem jako silnik miała posłużyć duża stalowa tuba od towotnicy, zakończona nakręcanym wylotem, przypominającym znaną ze zdjęć prawdziwą dyszę. Obudowę rakiety wykonano z blaszanej rury, zwieńczonej drewnianym "czepcem balistycznym". W sumie metalowy walec, w przypadku przypadkowej eksplozji materiału palnego - stawał się granatem, siejącym wokół odłamkami. Dlatego zamierzano bardzo dokładnie przygotować paliwo. Badania "laboratoryjne" z konieczności należało wykonać potajemnie w piwnicy, gdyż "wybuchowa" działalność "kosmiczna" była przez rodziców obłożona najsurowszym zakazem. W ruch poszła saletra, cukier puder oraz kilka jeszcze dodatków, o których lepiej nie wspominać. Początkowo sporządzano niewielkie ilości "prototypowych" mieszanek, dokładnie je rozdrabniając i łącząc. Okazało się jednak, że waga własnej roboty nie gwarantowała wystarczająco dokładnego, wielokrotnego powtórzenia proporcji użytych składników. Jedynym wyjściem było więc przygotowanie od razu dużej masy zaprojektowanego "na oko" paliwa, a następnie poprzez wprowadzanie niewielkich ilości poszczególnych komponentów uzyskanie jego idealnych parametrów użytkowych. Ponieważ mieszanie w solidnym słoju niemal dwóch kilogramów proszku dawało mizerny efekt, zrobiono z puszki coś w rodzaju małej betoniarki.

Co jakiś czas pobierano z niej próbkę i spalano na dużej desce, oceniając płomień oraz ilość powstałej szlaki. To właśnie ona mogła uniemożliwić wzniesienie się rakiety do góry – o innych zagrożeniach nie wspominając. Pod "czubem" kadłuba wmontowano też spadochron, który miał być w najwyższym punkcie lotu wypchnięty przez ostatnią fazę pracy silnika. Niestety, tuż przed uzyskaniem niemal idealnej mieszanki doszło do katastrofy – z badanej próbki prysnęła ognista drobina, celnie lądując w pojemniku z "uszlachetnianym" materiałem. "Konstruktorzy" natychmiast runęli w stronę wyjścia, gnani narastającym grzmotem płonącego paliwa. Na nieszczęście w piwnicy obok ich sąsiad spokojnie naprawiał rower.

Ogromna, żółtawa chmura dymu, tak gęsta że aż lepka, wtłoczyła się do jego pomieszczenia. Wystraszeni rakietowcy będąc już na dworze ujrzeli, jak z ziejącego oparami obrysu drzwi wynurzył się na czworakach znajomy mężczyzna, łypiąc przerażonymi, wybałuszonymi oczami. Cóż można do tego dodać – badania nad rakietami zostały bezpowrotnie zamknięte, piwnica przez kilka tygodni musiała być wietrzona, a konstruktorzy niemal równie długo rozcierali obolałe siedzenia. Takie były czasy – że argumenty rodzicieli miały znacznie większą zdolność przekonywania, niż to ma miejsce dzisiaj...

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl