Średnio trzy miesiące w roku Teresa Bancewicz spędza w podróży. Była w Chinach, zahaczyła o Japonię, zwiedziła Kubę, właśnie wróciła z Kolumbii.
To była jedna z najniebezpieczniejszych wypraw autostopowiczki z Przejęsławia. W Kolumbii spędziła dwa miesiące. - Zanim się gdzieś ruszę, staram się dowiedzieć wszystkiego o kraju, który mam zamiar zwiedzić – mówi Teresa Bancewicz. - Staram się też nauczyć języka, chociaż trochę. Kolumbia to wielki kraj, wielkich skrajności. Duża przestępczość, mnóstwo biedy, ale i dużo dobrych ludzi.
Z Polski do Kolumbii Teresa przeleciała samolotem. - Miłe panie w biurze podróży wyszukały dla mnie najtańszą ofertę – mówi podróżniczka. - Za bilet w obie strony zapłaciłam dwa tysiące złotych. To naprawdę mało, biorąc pod uwagę odległość.
Kiedy Teresa Bancewicz wylądowała w Bogocie, zameldowała się u polskiego konsula. - Bardzo miło mnie przyjęto – opowiada. - Tyle, że wzięli mnie za osobę niespełna rozumu. Jak to, stara, siwa kobieta, Polka sama z plecakiem w Kolumbii? To nieprawdopodobne. Konsul sądził, że uciekłam z domu, mam zaburzenia psychiczne. Poprosił o telefony do męża i córki.
Dobę Teresa spędziła w hospicjum pod czujnym okiem opiekunów. Nie wolno jej było opuszczać placówki, zanim konsul nie sprawdził, czy mówi prawdę. - Mąż potwierdził, że ja już tak mam, że wie co robię i jestem świetnie przygotowana do podróży – śmieje się Teresa.
Na wyprawę autostopem podróżniczka zabiera ze sobą niewielki ekwipunek: plecak, śpiwór, płatki owsiane, chude mleko w proszku, kosmetyki i niezbędne lekarstwa. - Nie wydaję więcej, niż to, co wpływa moje konto – mówi Teresa Bancewicz. - Nie śpię w hotelach, tylko tam, gdzie mogę rozłożyć namiot, ewentualnie w młodzieżowych schroniskach. Ja, siwa głowa w młodzieżowym schronisku, ale wśród młodych bardzo dobrze się czuję.
Teresa Bancewicz przezimuje w domu, w Przejęsławiu. Na wiosnę zacznie wyznaczać trasę kolejnej wyprawy stopem przez świat. W następną podróż wyruszy pod koniec lata. Jesień najprawdopodobniej spędzi w Libii. - Marzy mi się ta Libia od dawna – mówi podróżniczka. - Staram się o wizę, ale libijskie władze, ani nasz konsulat boją się wziąć odpowiedzialność za szaloną Polkę. Może jakoś ich przekonam.
Zapytana o to, kiedy zamierza osiąść na stałe, Teresa tylko się uśmiecha. - Będę podróżować tak długo, jak tylko się da, póki wystarczy mi sił – mówi. - Sama natura wszystko ureguluje.