W tym roku Bolesławiec już po raz piąty gościć będzie artystów, którzy wykonują wybitne dzieła muzyczne. 1 października koncert oratoryjny w Bolesławcu zakończy tegoroczną edycję Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans.
1 października (niedziela) o godz. 19.00 w Sanktuarium przy ul. Kościelnej wystąpi Orkiestra Symfoniczna Filharmonii im. W. Lutosławskiego we Wrocławiu. Orkiestra pod batutą Andrzeja Kosendiaka wykona Requiem d-moll, KV 626 W. A. Mozarta.
Koncert oratoryjny w Bolesławcu – wstęp bezpłatny
Wykonawcy:
Chór kameralny „Cantores Wratislavienses”
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii im. W. Lutosławskiego we Wrocławiu
Soliści: Bożena Harasimowicz (s), Piotr Łykowski (ct), Pawlo Tołstoj (t)
Bogdan Makal (b)
Andrzej Kosendiak – dyrygent
Agnieszka Franków-Żelazny – przygotowanie chóru
Program:
Orlando di Lasso – Stabat Mater a 8
Wolfgang Amadeus Mozart – Requiem d-moll, KV 626 (1791)
Requiem Mozarta na „Wratislavii Cantans”
„Wratislavia Cantans” będąc festiwalem stworzonym jako oratoryjno-kantatowy, mimo wszelkich późniejszych reform programowych zachowała do dziś ów trzon, jakim w dalszym ciągu pozostały oratoria, kantaty i msze. I właśnie w zakresie owego sedna programowego festiwal dopracował się własnego „żelaznego repertuaru”, na wzór Filharmonii i Oper. Repertuar ten składa się
– jak każdy tego typu – przede wszystkim z arcydzieł, których żywotność nigdy nie przemija, gdyż częste ich przypominanie jest im po prostu należne, a przy tym dzieła tej rangi, odznaczając się niesłabnącą siłą przyciągania, mają zawsze zapewnioną publiczność.
Jak się okazało po 40 latach istnienia „Wratislavii Cantans”, rekord powtórzeń na tym festiwalu pobiło oratorium „Mesjasz” Händla, kreowane przez ten czas 11 razy. Ale w pobliżu tego arcydzieła sytuuje się 8 już razy wykonywane „Requiem” Mozarta. Prowadziło je 5 polskich dyrygentów (Andrzej Markowski, Antoni Wit, Agnieszka Duczmal, Tadeusz Strugała i Jerzy Maksymiuk) oraz trzech zagranicznych (Gottfried Preinfalk, Bernhard Klee i Nicolaus Cleobury).
W kreacje te zaangażowane były zespoły polskie, niemieckie, brytyjskie i czeskie oraz cała plejada solistów z różnych krajów.
Słyszenie wielu wykonań tego samego dzieła zawsze prowokuje do ich porównywania i zazwyczaj pamięta się najdłużej kreację najdoskonalszą
i pozostawiającą po sobie najsilniejsze wrażenia. Ale jeśli chodzi o 8 festiwalowych prezentacji „Requiem” Mozarta – doprawdy trudno zawyrokować, której z nich należałoby przyznać prymat, czego przyczyny jednak tkwią nie tyle w dość wyrównanym poziomie tych wykonań, ile w samym dziele. W grę tu bowiem wchodzi casus istnej eksplozji geniuszu Mozarta, który właśnie
w „Requiem” ma swą kulminację. Dzieło o tak niebywałej kondensacji artyzmu po prostu musi się podobać i głęboko poruszać, nawet poniekąd bez względu na walory czy niedostatki interpretacyjne, zwłaszcza że artyzm samej kompozycji tak mocno oddziaływuje na jej wykonawców, że wprost nie potrafią grać czy śpiewać swych partii bez głębokiego zaangażowania i już pod wpływem samej ekspresji muzyki mobilizują się maksymalnie do realizacyjnej perfekcji.
W rezultacie każde wykonanie Mozartowskiego „Requiem” wywołuje tak silne wrażenia, że trudno owe kreacje ustawiać w jakiejś hierarchicznej kolejności.
Nie wskazując zatem na kreację nr 1 przypomnę jednak pewien koncert
z „Requiem” Mozarta zupełnie wyjątkowy, ale też wyjątkowy z całkiem innych względów. Jak wiadomo, Mozart nie zdążył „Requiem” dokończyć, pracę jego bowiem na tym dziełem brutalnie przerwała mu śmierć. Wiadomo też, że jeśli mimo wszystko do dziś grywa się całość tego arcydzieła, to dzięki temu, że zostało dokończone przez ucznia i współpracownika Mozarta – Franza Xaviera Süssmayra, który znał różne wskazówki i szkice maestra do dalszego toku „Requiem”. Dzięki tej jego bezcennej orientacji dokończenie stało się tak wierne intencjom twórcy, że w rezultacie słuchacz może się nie zorientować w tym, od którego miejsca nie jest to już oryginalna muzyka Mozarta. I właśnie z tym faktem wiąże się pewna niezwykła prezentacja tego dzieła na „Wratislavii Cantans”. Otóż dyrygent Bernhard Klee, który prowadził na „Wratislavii” Mozartowskie „Requiem” kreowane przez artystów z Düsseldorfu w 1984 roku, postanowił przedstawić wrocławskiej publiczności dwie wersje tego arcydzieła. Najpierw tylko część oryginalną, a potem – od początku – wersję dokończoną.
I tak oto w pewnym momencie kreacji „Requiem”, konkretnie: po 8 taktach „Lacrimosa”, jego tok został nagle kompletnie przerwany, po czym zapanowała iście śmiertelna właśnie cisza. Wrażenie było tak porażające, a myśli – tak posępne (czyżby Mozart tworzył mszę żałobną za... siebie samego?), źe do dziś, po 22 latach od tego koncertu, na samo wspomnienie owego „krzyku ciszy”, można jeszcze raz przeżyć ów pamiętny paraliż psychiczny...