
Prąca do wojny III Rzesza potrzebowała tego strategicznego surowca. Jego eksploatację miało prowadzić powołane w 1938 roku Górniczo-Hutnicze Towarzystwo Akcyjne – BUHAG, mające siedzibę we Wrocławiu. Podległym mu zakładom wydobywczym i przeróbczym nadano niemieckie nazwy miejscowości, w których działały : Mittlau, Liebichau i Wiesau - czyli Iwiny, Lubichów i Łąka. Rudę do wybudowanej w latach 1940 - 1944 huty miedzi w Łące dostarczała piętnastokilometrowa kolejka linowa.
Po wojnie infrastruktura huty oraz zlokalizowane blisko pokłady gipsu i anhydrytu umożliwiły uruchomienie na jej miejscu wytwórni kwasu siarkowego - „Zakładów Chemicznych „Wizów”. Trzy lata trwały prace adaptacyjne i budowlane. W roku 1951 uroczystego otwarcia zaworów spustowych dokonał Aleksander Zawadzki, ówczesny wiceprezes Rady Ministrów PRL. Kalendarium osiągnięć ludowej gospodarki z lat 1950 - 1960, zamieszczone w „Roczniku Ziem Zachodnich i Północnych 1961”, noszącym nazwę „Polska jest jedna”, odnotowało także ten fakt. Bez nadmiernego świętowania formalny kres istnienia ZCh„Wizów” nastąpił natomiast na podstawie wyroku sądowego z 6 listopada 2006 roku.
Dla żyjących jeszcze pionierów tego zakładu, którzy po 1945 roku odgruzowywali dawną niemiecką hutę miedzi i przekształcali ją w polską fabrykę przemysłu chemicznego, była to smutna informacja. Pamiętali utworzone tam niemal natychmiast po wojnie składowisko wraków samolotów, czołgów i innych pojazdów wojskowych, zwożonych z pobliskiej okolicy. Zebrany złom wysyłano do huty ,,Kościuszko".
W tym czasie na terenie powiatu bolesławieckiego Sowieci łupili wyposażenie poniemieckich firm - silniki elektryczne, obrabiarki i inne, cenne urządzenia. Zdemontowali również kolejkę linową, transportującą rudę miedzi z okolic Lubichowa i Iwin. Stalowe słupy i inne elementy trakcji jako złom wywieźli do ZSSR.
Jednym z pierwszych pracowników powstającego „Wizowa” był Gerard Szmajduch. Po przyjeździe z Górnego Śląska remontował z trzydziestoosobową ekipą przeznaczone dla przyszłych pracowników zakładu domki na osiedlu przy obecnej ulicy Łąkowej, zwanym wtedy „Kolonią”. Były zdewastowane, pozbawione okien i drzwi. Do takiego stanu doprowadziła je nie wojna, lecz Rosjanie, którzy przebywając w nich grabili wszystko, co im wpadło w ręce, zaś drewna z demolowanej stolarki używali jako opału.
W obrębie huty stały baraki więźniów i pracowników przymusowych. Do nich po remoncie przeniesiono biura i siedzibę dyrekcji firmy, ulokowaną pierwotnie przy ulicy Kutuzowa w Bolesławcu.
Zatrudniony w „Wizowie” Piotr Franków był wcześniej więźniem niemieckiego kacetu i robotnikiem przymusowym tejże huty. Nie wyjechał z miejsca niewoli, bowiem zakochał się w niemieckiej dziewczynie, mieszkającej w Wiesau – Łące. Po ślubie zarówno ona jak i jej rodzina mogła pozostać w Polsce. Pan Piotr wspominał czasem życie pod niemieckim jarzmem. Była to głównie ciężka praca siedem dni w tygodniu przez dziesięć godzin dziennie - i marne, głodowe wyżywienie…
Gerard Szmajduch, już jako pracownik administracji „Wizowa”, przybyłych z Francji reemigrantów kierował do Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, działającego w budynku poczty. Tam otrzymywali dokumenty i wskazywano im czasowe lokum. Plac pocztowy zalegały sterty mebli, maszyn do szycia i innych wartościowych przedmiotów, wywożonych pociągami do Rosji.
Gerard Szmajduch przepracował w „Wizowie” grubo ponad czterdzieści lat – nie zawsze jednak dobrych i chętnie wspominanych …