Szesnastoletnią wówczas Genowefę i jej dwie koleżanki uratowało to, że szef UB w Bolesławcu miał córkę w podobnym wieku i ulitował się nad dziewczętami.
Do ubeckiego aresztu szesnastoletnia mieszkanka Osiecznicy, Genowefa z domu Cytryniak trafiła ze szkolnego internatu w Jeleniej Górze. Aresztowano ją w marcu 1949 roku jako wrogą Polsce Ludowej jednostkę. - Dokładnie pamiętam ten paragraf – mówi. - Zarzucano nam przynależność do nielegalnej organizacji, która przemocą dążyła do obalenia organów władzy demokratycznej i ustroju państwa ludowego. I faktycznie byłam członkiem organizacji, przysięgę złożyłam w grudniu 1948 roku.
Genowefę, razem z grupą młodych ludzi uwięziono w piwnicach budynku przy dzisiejszej ulicy Karola Miarki. Przywieziono ich z Jeleniej Góry, gdzie chodzili do szkół. Jak wspomina kobieta, dziewcząt nie bito, ani nie poniżano, bo zakazał tego robić szef UB. - W stosunku do dziewcząt funkcjonariusze zachowywali się dobrze – wspomina Genowefa Aleksander. - Szef pozwolił wypuszczać nas do ogrodu, nasze mamy mogły nam przynosić paczki z jedzeniem i ubraniami. I ten szef, którego nazwiska nie poznałam kazał nam cierpliwie i spokojnie siedzieć, bo gdyby to od niego zależało, takim wrogom Polski Ludowej jak my spuściłby manto pasem i kazał wracać do szkoły. Tłumaczył, że nasze uwolnienie nie zależy od niego.
Kobieta spędziła w areszcie prawie cztery miesiące. - Nie słyszałam, aby kogoś z naszej grupy bito, czy torturowano – mówi kobieta. - Ale chłopcy często siedzieli w karcerze, w samej bieliźnie polewani woda z kubła. To była kara za brak postępów podczas przesłuchań. Dziewcząt nie dręczyli. Traktowali nas z szacunkiem.
Genowefa Aleksander w karcerze, w którym w 1949 roku siedzieli jej koledzy. Fot. Ilona Parejko
Kiedy we wrześniu ubiegłego roku w ogrodzie przy domu kultury odkopano ludzkie szkielety, IPN interesuje się historią ubeckich podziemi, szuka ofiar i świadków.
Aresztowani razem z Genowefą Aleksander młodzi ludzie byli członkami Narodowych Sił Zbrojnych – organizację przez komunistyczne władze uznanej za wrogą. Rozrzucali, m.in. w Osiecznicy antypaństwowe ulotki i rymowane wierszyki. - O cześć wam, czerwoni panowie, Osóbki i inne Gomułki. Wy razem z bolszewią szyliście Polsce buty, zginiecie z komuną do spółki – takie to były rymowanki, za które szło się do więzienia – przypomina sobie Genowefa Aleksander.
Genowefę Aleksander z domu Cytryniak, dawną mieszkankę Osiecznicy, odszukali i do Bolesławca przywieźli pracownicy naukowi Instytutu Pamięci Narodowej.
Kobieta miała rozpoznać miejsce, w którym była więziona. Początkowo sądzono, że w podziemiach dzisiejszego domu kultury, ale była więźniarka nie rozpoznała piwnic.
Poznała piwniczne cele w budynku przy Karola Miarki (dawny szpital laryngologiczny), gdzie również UB miał siedzibę.
Genowefa Aleksander przesiedziała w areszcie cztery miesiące. Podczas procesu prokurator zażądał dla niej sześciu lat więzienia. Ostatecznie – za kolportaż ulotek odsiedziała 24 miesiące w więzieniu we Wrocławiu i wróciła do Osiecznicy. W żadnym podaniu o pracę nie przyznała się nigdy, że była karana. Ten wyrok się dla niej nie liczył.