Zachwycał on malarzy i rzeźbiarzy swoimi harmonijnymi proporcjami, był obiektem podziwu pisarzy i poetów, traktowali go jak najbliższego przyjaciela kawalerzyści różnych armii i cywilni wielbiciele hippiki.
Na rozpętywanych wojnach, stając się mimowolnym i bezstronnym uczestnikiem ludzkich konfliktów, cierpiał ból, głód, chłód i poniewierkę na równi ze swoim panem. Ale pamiętając o dorodnych arabach czy też przedstawicielach innych szlachetnych ras nie można także zapominać o pospolitych, chłopskich szkapinach czy budzących respekt perszeronach, mozolnie i z poświęceniem, za garść siana bądź owsa wykonujących swoją ciężką i nudną pracę przez wiele lat, by czasem ostatecznie dokonać żywota w jakiejś smętnej jatce.
Elementem zdobiącym nasz narodowy panteon będą zawsze wyraziste wizerunki bojowych rumaków, niosących na swych grzbietach wojów Chrobrego, skrzydlatych, ciężkozbrojnych husarzy, jeźdźców z wąwozu Somosierra czy wreszcie kawalerzystów, broniących Polski w roku 1920 i 1939. Również dzisiaj, mimo rozwoju techniki i komunikacji, koń jest człowiekowi bliski i potrzebny.
Niestety, od czasu do czasu z niedowierzaniem i oburzeniem można usłyszeć informacje o zwyrodniałym bestialstwie niektórych - pożal się Boże ! - „ludzi”, w sposób haniebny zadających potworne cierpienia tym – ale także i innym - zdanym na ich „łaskę” zwierzętom, które tak chlubnie zapisały się w dziejach naszej cywilizacji. Przeglądając niektóre powojenne opracowania mówiące o ziemi bolesławieckiej można natknąć się w nich na informację o „jedynym w Europie cmentarzu koni”, położonym w Kliczkowie na przyzamkowym terenie, sąsiadującym z pięknym i rozległym parkiem. Ta swoista nekropolia, trwająca dzisiaj w stanie absolutnie szczątkowym (gdy idzie o zewnętrzne jej „atrybuty”, czyli nagrobki, bowiem prochy pochowanych tam zwierząt drzemią nadal w ziemi) nieco bombastycznie była tak właśnie reklamowana, jako że w niektórych zakątkach tejże samej Europy podobne obiekty również od lat funkcjonowały.
Nie to przecież jest jednak najważniejsze – jedyny czy nie jedyny – w istocie bowiem wszystkie one stanowią świadectwo ludzkiego, wielkiego umiłowania tych szlachetnych zwierząt. Bywa, niestety, nieporównywalnie większego, niż współczucie i zrozumienie dla znojnej egzystencji żyjących w nędzy a nawet upodleniu bliźnich... Także i ten dziwny, kliczkowski cmentarz był wyrazem miłości właściciela zamku nie tylko do koni, ale także i psów, po zgonie grzebanych obok zasłużonych wierzchowców. Miejsce ich pochówku otaczał jeździecki tor, opodal wystawiono kryty, okrągły obiekt treningowy a na obszarze położonym powyżej doliny Kwisy wybudowano dużą, terenową ujeżdżalnię, którą można obecnie dokładnie zlokalizować jedynie na podstawie starych map. Rośnie tam bowiem dzisiaj pokaźna drągowina, a po urządzeniach hippicznych nie ma już najmniejszego śladu. Wędrujący nieco dalej po urokliwych zakątkach podkliczkowskich lasów grzybiarze i turyści mogą czasem w kępie krzewów i pokrzyw natknąć się na resztki ruin, które zachowały fragmenty solidnych, kamionkowych lub kamiennych żłobów. Skąd wzięły się one z dala od wiosek, w mateczniku puszczy - i czemu niegdyś służyły ?
Tyle pozostało ze specyficznych baz „doraźnego pobytu” polujących tu gości posiadacza okolicznych dóbr i zamku. To dla ich koni – wierzchowców i kłusaków, ciągnących bryczki lub sanie - przygotowano obok ekskluzywnych gajówek „terenowe” stajnie, wyposażone w różne urządzenia do pielęgnacji zwierząt a także stosowny zapas karmy. Takie „polowe” zajazdy wybudowano obok zatopionego w kniei zameczku myśliwskiego, wzniesionego opodal Czernej, przy gajówce „Dom Marii” oraz w pobliżu stacji kolejowej Zagajnik. Niestety, żadna z tych stajni nie przetrwała ostatniej zawieruchy wojennej. Jak już wspomniano, nie tylko najbogatsi mogli radować się uprawianiem hippiki. Niektóre wsie naszego dawnego powiatu posiadały własne, jeździeckie stowarzyszenia. Takowe funkcjonowało choćby w Ocicach. Z tamtych czasów w ściółce leśnej i na polach zachowała się pewna ilość zgubionych przez konie podków, a wśród nich szczególnie ciekawe, bowiem wykonywane jeszcze w głębokim średniowieczu. Były one „wyklepywane” najprawdopodobniej w tutejszych kuźnicach.
Dzisiaj, kiedy zainteresowanie jazdą konną zaczyna być coraz bardziej powszechne, należy się tylko cieszyć, że te wspaniałe zwierzęta nie znikną z naszego nowoczesnego krajobrazu. Byłaby to bowiem wielka strata.